poniedziałek, 26 maja 2014

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 8.

WYBACZCIE ŻE KRÓTKO, ALE TEN ROZDZIAŁ JEST WSTĘPEM, POCZĄTKIEM CZY CZYMŚ TAM DO DŁUŻSZYCH ROZDZIAŁÓW Z WIĘKSZĄ AKCJĄ. (MAM NADZIEJĘ) DLATEGO I MIĘDZY INNYMI NIE GNIEWAJCIE SIĘ, ŻE MUSIELIŚCIE TYLE CZEKAĆ NA TAKIE BADZIEWIE, ALE OBIECUJE ŻE GDY WSZYSTKO W SZKOLE SIĘ USTABILIZUJE TO SIĘ POPRAWIE. ;) No więc LICZĘ NA LAWINĘ KOMENTARZY. POD ROZDZIAŁEM 6 BYŁO AŻ 12 !?!? :0 STRASZNIE DUŻO :) DZIĘKUJE! Dlatego mam nadzieję, że co raz więcej osób, podzieli się ze mną swoją opinią, na temat mojego opowiadania! ;> 


Oczami Caroline


Wybiegłam z łazienki i skierowałam się w stronę głównego wyjścia. Miałam uważać! Gdybym go nie powstrzymała, Bóg jeden wie co mogłoby się tam wydarzyć! Biegłam nie oglądając się za siebie. Gdy dobiegłam do drzwi, przed ich otworzeniem powstrzymał mnie głos z brytyjskim akcentem. Cholera - zaklęłam w myślach.
- Kochanie, mam nadzieję że nie zamierzasz opuszczać lekcji? Przecież masz jeszcze dwie historie, a uciekanie w twoim przypadku wcale nie polepszy sytuacji. - usłyszałam za sobą sarkastyczny głos mężczyzny, który jeszcze chwile temu napastował mnie w damskiej ubikacji! Przełknęłam głośno ślinę, po czym pociągnęłam za klamkę i wyszłam z budynku. Poczułam natychmiastową ulgę. Wolniejszym już krokiem skierowałam się do auta i odjechałam z parkingu w stronę domu. Gdy wyjeżdżałam, wydawało mi się że widziałam tego faceta. Patrzył na mnie groźnym spojrzeniem. Wręcz rzucał piorunami. To pewnie tylko zwidy. Bałam się tego czegoś, to teraz zaczynam mieć omamy. Gdy dojechałam do domu, pierwsze co zrobiłam to skierowałam się do kuchni. Byłam strasznie głodna, a w szkole nie zdążyłam zjeść lunchu. Zrobiłam sobie grzanki z serem w mikrofali i poszłam do salonu. Zaczęłam oglądać jakiś serial i nim spostrzegłam, była godzina 12:30. W tym samym czasie usłyszałam dzwonek telefonu. Ktoś do mnie dzwonił. Poderwałam się z kanapy i pobiegłam do kuchni po telefon. Nieznany numer. Zawahałam się, ale postanowiłam odebrać.
- Halo? 
- Witaj, kochana. - przywitał mnie dobrze znany, pogodny ton głosu mężczyzny, którego obawiałam się bardziej niż ognia. Przed którym uciekałam pół godziny temu!
- Skąd masz mój numer telefonu? - zapytałam cedząc przez zęby każdy wyraz. Moje serce biło jak oszalałe. Skąd ma mój numer!?
- Nie złość się, kochanie. Dzwonię jako nauczyciel. Chciałem się dowiedzieć dlaczego nie ma Cię w szkole. Wiesz że to nie ładnie tak uciekać z lekcji? - pytał retorycznie. Wiedziałam że szczerzy się do słuchawki telefonu, przez co denerwował mnie jeszcze bardziej i miałam ochotę go przez to zabić.
- Przestań mnie prześladować! Znajdź sobie inną blondynkę! - wykrzyczałam i nie czekając na odzew mężczyzny rozłączyłam się.
Pobiegłam schodami do pokoju i trzasnęłam drzwiami. Czy on da mi kiedyś spokój?! Nie dość że jest jakimś pieprzonym wampirem, albo przynajmniej za takiego się uważa, to jeszcze mnie prześladuję! Ugh! Chodziłam roztargniona po pokoju w tą i we w te. Musiał być jakiś sposób żeby się ode mnie odczepił. Po chwili doszłam do jednego wniosku. Zazdrość! Zacznę spotykać się z jakimś chłopakiem z mojej szkoły, przez co Klaus będzie zazdrosny i odpuści. Genialnie! Pełna nadziei i podekscytowania zbiegłam schodami na dół by napisać smsa do mamy. Musiałam sobie załatwić nową kartę do telefonu. Po wysłaniu smsa, napisałam kolejnego, tym razem do Eleny.
"Elena! Hej, wiesz może czy Matt ma dziewczynę? Dowiedz się jak najszybciej i daj znać za godzinę. Wszystko ze mną w porządku nie musicie się z Bonnie martwić. Źle się poczułam i poszłam do domu."

Musiałam powoli zacząć wcielać mój plan w życie. Z Mattem znaliśmy się od dziecka. Ja, Elena, Bonnie, Matt byliśmy zgraną paczką, dlatego trochę dziwnie mi było zacząć go podrywać. Ale to był jedyny sposób, żeby ten dupek - Klaus się ode mnie odczepił. A jeśli to nic nie da. Zmieniam szkołę. W Mystic Falls jest tylko jedno liceum, dlatego będę musiała dojeżdżać do sąsiedniego miasteczka. Trudno. Przeboleję to jakoś. Wolę to niż psychopatę udającego nauczyciela, uważającego się za wampira, który gwałci mnie wzrokiem i marzy tylko o jednym!

czwartek, 22 maja 2014

NOWY ROZDZIAŁ!?

Kochani, nowy rozdział powinien pojawić się 25 maja! Wybaczcie że tak długo! Do zobaczenia i mam nadzieję że nie zapomnieliście o moim blogu! ;) 

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 7.

Heeeej wam! Wybaczcie że tak długo nie dodawałam i że tak krótko, ale szkoła, poprawianie ocen i te sprawy. Sami wiecie. Eh..Rozdział króciutki, ale następny będzie dłuższy, obiecuję. Jutro zaczyna się weekend, dlatego postaram się coś napisać tutaj i na this kind :) Zdradzę wam, że rozdział na tkolnd będzie z deka emocjonujący xD Hahah jaki skrót "tkolnd" No nic, nie przynudzam, miłego czytania!


Oczami Klausa



- Nie dramatyzuj.  - zaśmiałem się na słowa blondynki. - Powiedz mi lepiej, dlaczego tak się przejęłaś godziną. - zapytałem wymijająco opierając się o ścianę i przyglądając się blondynce badawczo.
Westchnęła mrożąc mnie po chwili wzrokiem.
- Nie będę Ci się spowiadać. - wycedziła przez zęby.

- Caroline. - wypowiedziałem jej imię akcentując przy tym każdą literę. Dzięki mojemu brytyjskiemu akcentowi, dziewczyna zmiękła, ponownie wdychając powietrze do płuc.
- Będę mieć nieobecność. - odpowiedziała nieco łagodniejszym tonem głosu.
- Tylko o to Ci chodzi? O głupią nieobecność na lekcji? - zapytałem kpiąco. Robić takie wielkie halo o głupią nieusprawiedliwioną godzinę...
- Jak zauważyłeś, jestem zagrożona, a godzina nieusprawiedliwiona wcale nie pomaga w podwyższeniu średniej. - tłumacząc skrzyżowała ręce na piersiach, po czym tak samo jak ja oparła się o kafelkowaną ścianę.
- Mogę Ci pomóc. Poproszę miło panią Gates, aby nie wpisywała Ci nieobecności, mogę ją nawet nakłonić do tego, by uwierzyła że przez cały ten czas byłaś w klasie. - odparłem niby od niechcenia obdarzając blondynkę tajemniczym spojrzeniem. Popatrzyła na mnie zdziwiona, jakby nie wierzyła w to co usłyszała.
- Jak chcesz to zrobić? Poza tym, reszta widziała że nie ma mnie w klasie. - powiedziała zrezygnowana.
- Kochanie, teraz to mnie obraziłaś. Wątpisz w moje umiejętności? - zapytałem łapiąc się przy tym teatralnie za serce i robiąc minę urażonego jej słowami.
- Dobra, mam dość. - powiedziała wzdychając i łapiąc się za czoło. Podeszła do umywalek, które były wbudowane w kafelkowy blat i usiadła na nim. - Po pierwsze, czego ty ode mnie chcesz, co? Nie rozmawiasz ze mną nie jak nauczyciel, tylko jak mój rówieśnik, nachodzisz mnie, proponujesz nie wiadomo co! A teraz chcesz mi pomóc! - zaczynając łagodnie, skończyła na podwyższonym tonie głosu, wymachując przy tym rękoma. Zdenerwowała się. Jej policzki zaszły delikatną, ledwo zauważalna dla ludzkiego oka czerwienią. Uśmiechnąłem się na słowa blondynki. Skoro i tak wymażę jej pamięć, to dlaczego mam jej nie powiedzieć? I tak nie uwierzy.
- Oh, Caroline. - zaśmiałem się patrząc na blondynkę. Jest taka inna. Wyjątkowa. Nie jest jak reszta przeciętnych nastolatek. Ma w sobie "to coś". Jest mądra, spostrzegawcza, pełna światła...
- Na prawdę chcesz poznać prawdę? - zapytałem chcąc się upewnić, czy dziewczyna rzeczywiście chcę wkroczyć do tego mrocznego świata. Ludzie myślą że w mroku nic nie ma. A tak na prawdę jest. Dużo. Wampiry, wilkołaki, duchy i inne stwory, które czyhają, aby zaspokoić swoje żądze w postaci głodu, czy też zwykłej nudy.
- Tak. Chcę wiedzieć. - odparła zdeterminowana. Ta dziewczyna była niesamowita. Była niesamowicie uparta...
- Wierzysz w istnienie wampirów? - zapytałem retorycznie czekając na jej reakcje. Dziewczyna siedziała w osłupieniu patrząc na mnie jak na wariata. Wiedziałem że tak będzie. - westchnąłem.
- Chcesz mi powiedzieć, że Saga Zmierzch to prawda? - zapytała nagle ożywiona. Nie wytrzymałem i wybuchłem niekontrolowanym śmiechem.
- Kochanie, "Zmierzch" o którym mówisz, jest czystą fikcją literacką. - odpowiedziałem po chwili. - Prawdziwe wampiry piją ludzką krew, zabijając przy tym ludzi. Popadają w nałóg krwi, zabijając przy tym setki takich jak ty. Są wampiry, które piją zwierzęca krew, aby nie krzywdzić ludzi. Nazywamy je "wampirami moralnymi", to takie, które po przez picie zwierzęcej krwi, lub też z tej z torebek, wmawiają sobie że nie są gorsze od tych, co pijają ludzką. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Nie błyszczymy na słońcu, tylko się palimy. Aby nie spłonąć, musimy nosić specjalne talizmany z kamieniem lapis lazulli, wykonane przez wiedźmy. Mogą to być łańcuszki, pierścionki, naszyjniki, kolczyki. Wszystko. Byle byś to nosiła na sobie. - dziewczyna patrzyła na mnie uważnie, chłonąc każde moje słowo.
- A ty? Gdzie masz swój pierścień, wisior, czy co tam jeszcze? - zapytała po chwili ciszy.
- Nie wspomniałem o jeszcze jednej, istotnej rzeczy. Wampiry powstały dzięki czarownicom. Dawno temu, czarownica o imieniu Esther, poprosiła swoją znajomą, również czarownicę Ayanne, by ta zamieniła ich dzieci w wampiry, w ten sposób chroniąc je przed wilkołakami, które nie potrafiły kontrolować swoich przemian. Okazało się że żądza mordu była silniejsza. Popadli w nałóg, o którym już wspomniałem. Stali się potworami. Ich ojciec, Mikael razem z matką, postanowili je zabić, bo uważali że nikt nie może żyć wiecznie. I tak o to, piątka dzieci przez dwa tysiące lat, podróżowała po całym świecie, uciekając przed swoim ojcem i przy okazji zmieniając ludzi w nieumarłych. Tak o to zostały stworzone wampiry. A jak dobrze wiesz, wampir zmieniony przez wampira, zmieniał inne, dzięki czemu nie wyginęliśmy i przetrwaliśmy do dzisiaj.
- Co to za rodzice? Najpierw zamieniają Cię w krwiożerczą bestię, aby w ten sposób móc Cię ochronić przed wilkołakami, a później chcą Cię zabić, bo twierdzą, że nikt nie może żyć wiecznie?! To chore! - wykrzyczała zdenerwowana. Nie sądziłem że tak dobrze to wszystko przyjmie, ba! Nawet nie sądziłem że się przejmie.
- Wracając do mojego pytania. Gdzie masz amulet chroniący przed spaleniem? Nie boisz się że się upieczesz? 
- Caroline, Ja nie potrzebuję takich amuletów. - odparłem uśmiechając się zawadiacko.
- Chwila. Jeśli ty nie potrzebujesz amuletu....to.. - dziewczyna po chwili myślenia w ciszy przełknęła głośno ślinę patrząc na mnie dużymi, przestraszonymi oczyma. Bała się.
- Ile ty masz lat? - zapytała szepcząc. Jej puls przyśpieszył tak samo jak oddech.
- Cóż, około tysiąca-dziewięciuset. - powiedziałem lekko. Może to duża liczba, ale na mnie nie robiła już takiego dużego wrażenia.
- O mój Boże! -  pisnęła wystraszona. - Poważnie?! Nie, robisz sobie ze mnie żarty! Wychodzę! Czuję się jak Bella ze Zmierzchu!! - warknęła wściekła i biorąc torbę skierowała się ku wyjściu.
W wampirzym tempie zagrodziłem drogę dziewczynie. Nie mogłem pozwolić na to, aby zdradziła to co jej powiedziałem. Poza tym, od kiedy ja się zwierzam jakiejś śmiertelniczce?! Co ze mną nie tak? I to pojawiał się problem. Ona nie jest jakaś. Ona jest wyjątkowa.. Taka inna. Ale mimo to, ze mną rzeczywiście działo się coś niedobrego..
- Myślisz że Cię stąd wypuszczę, po tym jak zdradziłem Ci mój sekret? - zapytałem trzymając dziewczynę za ramiona w żelaznym uścisku, zniżając przy tym głos do niebezpiecznie cichego, próbując być przy tym czarujący. Po jej ciele przeszły dreszcze, a puls nieznacznie przyśpieszył. Bała się. Mądrze. Nawet nie zauważyłem kiedy jej torba z hukiem spadła na podłogę.
- Kochanie - zacząłem głaszcząc ją po policzku. - Nie piśniesz nikomu ani słówka. A jeżeli mnie nie posłuchasz, to zginą Twoi bliscy. Pamiętaj o tym. - ostatnie słowa wyszeptałem do jej ucha. Popchnąłem ją w miarę delikatne na ściane, przez co blond-włosa wydała z siebie stłumiony krzyk. Zacząłem zjeżdżać delikatnymi pocałunkami do jej żuchwy, a następnie szyi. Muskałem jej ciepłą skórę, po czym oplotłem ją rękami w pasie. Dziewczyna cicho pojękiwała. Jeszcze trochę i się złamie. Byłem tego pewien. Żadna kobieta nie wytrzymałaby takich tortur, poza tym, kto chciałby mi odmawiać? Mnie, pierwotnemu wampirowi?
- Klaus, przestań. - usłyszałem jak Caroline próbuję ledwo co słyszalnym szeptem się stawiać. Zdziwiło mnie to, gdyż zdałem sobie sprawę po chwili z tego, że nie stawiała mi się wcześniej. Nie biła, nie kopała, nie krzyczała. Dopiero teraz, udało jej się coś powiedzieć. Będąc zajęty składaniem pocałunków na jej czułym punkcie, czyli szyi, sięgnąłem ręką do policzka niebieskookiej. Jej ciałem co chwilę wstrząsały dreszcze. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dziewczyna oddychała głośno. Przyciągnąłem Caroline do siebie, czując jak jej puls przyśpiesza, a serce wybija nienaturalny rytm. Była podniecona, a zarazem wystraszona. Zawahałem się na chwile, patrząc pełen pożądania na blond-włosą. Spoglądała na mnie przerażonym wzrokiem, ale ja widziałem coś jeszcze. Również pożądanie. Aczkolwiek nie postanowiłem niczego przyśpieszać. Oparłem się czołem o czoło niebieskookiej spojrzałem głęboko w jej oczy. Nasze usta niemal się stykały, oddychaliśmy tym samym powietrzem.
- Pamiętaj też o tym, że za dwa miesiące jest wystawianie ocen, kochana. Jeśli chcesz zdać, musisz je poprawić, a dobrze wiesz, że jest tylko jedno wyjście. - szepnąłem spoglądając głęboko w jej niebieskie, rozpalone oczy. Uśmiechnąłem się lekko i niechętnie uwolniłem blondynkę. Wciąż stała w tym samym miejscu patrząc na mnie i nie za bardzo wiedząc co robić.

- Jak podejmiesz decyzję, to wiesz gdzie mnie szukać. - odparłem puszczając jej oczko i siląc się na lekki ton głosu. Chciałem ukryć pod maską ironizmu pożądanie, które zawładnęło całym moim ciałem. Przyglądaliśmy się sobie w ciszy, lecz Caroline gwałtownie potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić od siebie jakieś myśli, a następnie sięgając po torbę wyszła, a raczej wybiegła z ubikacji. Wziąłem głęboki wdech i po chwili uczyniłem to samo.







piątek, 2 maja 2014

Rozdział 6.

Witajcie, moje kochane! Trzymajcie, mam nadzieję że dość długi rozdział :). Nie wiem jak to się stało, ale od wczoraj w nocy, zasiadłam prze komputerem i zaczęłam pisać, no i się trochę uzbierało, dlatego postanowiłam dodać już 6 rozdział. Jak ten czas szybko leci...Poza tym, mamy już ponad 2 tysiące wyświetleń i dwie nominację do Liebster Award! Tego się nie spodziewałam! Zupełnie! Moje marzenia się spełniły :D. Jesteście kochani, rozdział dedykuję wszystkim moim czytelnikom. Liczę na falę pozytywnych komentarzy, które sprawią, że moje pikawka dostanie skrzydeł, przez co moja wena będzie tak duża, że napiszę co najmniej trzy czy dwa rozdziały do przodu! Dlatego, kochani, KOMENTUJCIE, A JA POSTARAM SIĘ PISAĆ "NA ZAPAS" :>


Oczami Caroline


Obudziłam się dość wyspana zważywszy na wczorajsze zajście. Ziewnęłam przeciągając się niczym kot. Po chwili wstałam, ociężałym i chwiejnym krokiem idąc do łazienki. Postanowiłam zażyć odświeżający prysznic, namydlając się przy tym ogromną ilością czekoladowo-miętowego żelu. Po umyciu się i doprowadzenia do porządku mojej twarzy, poprzez mycie zębów i zrobienie lekkiego makijażu, wyszłam z łazienki kierując się do komody. Z racji tego, że ranek jak i cały dzień zapowiadał się być ciepły, postanowiłam założyć delikatny sweterek w szaro białe paski, który był lekko prześwitujący i jasne, kropkowane, jeansowe spodnie. Do tego założyłam czarne, lakierowane balerinki, które akcentowały z moimi paznokciami o tym samym, połyskującym kolorze. Włosy zostawiłam rozpuszczone, polokowane. Spakowałam książki do mojej torby. Była to średniego rozmiaru skórzana, jasna, torba, z poręcznym uchwytem i paskiem, dzięki któremu mogłam bez problemu przepasać ją przez ramie. Wzięłam głęboki wdech, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech mówiący: "Jestem Caroline Forbes. Przyszła Miss Mystic Falls. Ikona mody liceum imienia Roberta Lee, z którą wszystko w porządku, czuję się wyśmienicie, i w cale nie nęka jej dziwny nauczyciel historii, który chcę zaciągnąć ją do łóżka w ramach podwyższenia jej średniej." I wyszłam z domu.

***

Gdy podjechałam pod szkołę, dotarło do mnie że na podjeździe jest dopiero kilka samochodów i nie należą one do uczniów. Coś mi nie pasowało. Która godzina? Siedząc przed kierownicą mojego auta, wyjęłam z kieszeni spodni mój telefon. Była godzina 7:15! Jakim cudem nie spóźniłam się do szkoły, a na dodatek przyjechałam za wcześnie?! Cholera! Teraz będę musiała się szlajać po szkole. Nagle mnie oświeciło. Klaus! Nie mogę go dzisiaj spotkać, muszę uważać aby się na niego przypadkowo nie na tknąć. Boję się, co może się stać pod czas kolejnego naszego spotkania. Biorąc torbę z przedniego siedzenia, wyszłam z auta zamykając za sobą drzwi. Moje serce wybijało nienaturalny rytm. Jakby tańczyło kankana*. Strasznie się bałam. Może był już w szkole? Szybkim krokiem otworzyłam szklane drzwi prowadzące do głównego wejścia. Szłam szerokim, pustym korytarzem, mijając szafki. Podeszłam do mojej szafki i wyjęłam z niej książki. Starałam się być cicho, by  przypadkiem nie wywołać tego faceta. Chciał zaciągnąć mnie do łóżka! Muszę na niego uważać, wątpię żeby następnym razem był taki miły. To psychopata! Gdy już wyjęłam rzeczy z szafki, usłyszałam jakiś podejrzany hałas na końcu korytarza. Serce podskoczyło mi do gardła i pierwsze co przyszło mi na myśl to: "Ubikacja! Biegnij do ubikacji!" Tak też zrobiłam. Dzięki Ci Boże za te balerinki! Gdyby nie one, to założyłabym coś wyższego, a wtedy bym hałasowała i ktoś by mnie usłyszał. Wparowałam do łazienki jak oparzona, usiłując zamknąć drzwi najciszej jak potrafiłam. Odetchnęłam z ulgą. Teraz nie powinno mi nic zagrażać. Oby miał odrobinę tej moralności. - modliłam się w myślach. Korzystając z wolnego czasu, podeszłam do lustra i poprawiłam usta smakowym błyszczykiem. Truskawki, ach! Jak ja kocham truskawki! Rozkoszując się zapachem i smakiem truskawek wyjęłam z torby telefon by sprawdzić godzinę. 7:25. Cholera, jeszcze trochę będę musiała tu posiedzieć. Pierwszą lekcją, jaką miałam zacząć to biologia, później angielski, fizyka, historia, historia. Dwie ostatnie lekcje. To znaczy że mogę się urwać, lub przesiedzieć ten czas w ubikacji. Na wszelki wypadek wzięłam dwa czasopisma, których nie zdążyłam przeczytać. Na holu zaczynało być co raz głośniej, to dobry znak, to znaczy że szkoła powoli się zapełnia. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowana wyszłam z ubikacji. Po chwili spostrzegłam dwie osóbki, które w tamtej chwili chciałam zobaczyć jak nigdy w życiu. Bonnie i Elena stały przy szafkach. Podbiegłam do nich rzucając się im w ramiona. 
- Caroline! - ryknęły na mnie oby dwie w tym samym momencie.
- Tak się cieszę że was widzę! - wykrzyczałam mocniej wtulając się w przyjaciółki, o mały włos ich nie przewracając. 
- Wszystko w porządku, Care? - zapytała zdziwiona Elena zapewne moim zachowaniem.
- Tak, wszystko w porządku. - skłamałam. - Eleno, Bonnie dzisiaj wy robicie dekoracje! Ja wczoraj zaczęłam, teraz wasza kolej! - powiedziałam wskazując palcem na roześmiane dwie brunetki. 
- Dobrze pani szeryf, tylko nie strzelaj - powiedziała przez łzy w oczach Bonnie. Co to było takie śmieszne?! Dlaczego oby dwie tarzały się ze śmiechu?!
Naszą rozmowę przerwał dzwonek na lekcję. Za kilka godzin historia. Z każdą kolejną lekcją, nie ubłagalnie zbliżałam się do tego psychopaty. Westchnęłam cicho i ruszyłam z dziewczynami schodami do góry, pod salę 109 w której mieliśmy mieć biologię z Panią Gates. Będąc już na drugim piętrze pod drzwiami klasy, przypomniało mi się, że zapomniałam książek z biologii.
- Bon! Powiedz pani Gates że zaraz przyjdę. Zapomniałam książek. - oznajmiłam mulatce i nie czekając na jej odpowiedź biegiem rzuciłam się na schody. Bieg po schodach miał być dla zachowania pozorów. Aby pani Gates, widziała że mi śpieszno na jej lekcję. Co mijało się z prawdą. Resztę drogi miałam zamiar przejść normalnie. Gdy w końcu zeszłam ze schodów, w normalnym tempie udałam się w stronę długiego holu, po czym skręciłam w prawo do szafek. Będąc pod swoją szafką o numerze K7300, włożyłam kluczyk do zamka i przekręciłam dwa razy w prawo. O mały włos nie dostałam po twarzy od kilkunastu, grubych podręczników. Bardzo dobrze wiedziałam że szkoła jest niebezpieczna, zła, straszna, że wzajemnie się nie lubimy, ale nigdy nie spodziewałam się że dojdzie do zamachu na moje życie! Na szczęście w porę się odsunęłam, przez co wszystkie książki jakie były w mojej dość pojemnej, prostokątnej szafce, wyleciały niczym torpeda na podłogę, robiąc przy tym niezły hałas.
- Cholera! - mruknęłam kucając i zabierając się za zbieranie porozrzucanych zeszytów i książek. Poczułam lekki podmuch wiatru, a następnie ujrzałam męskie dłonie, które razem ze mną zbierały książki. Odetchnęłam z ulgą. Znalazł się ktoś na tyle uprzejmy, by pomóc mi w zbieraniu tego wszystkiego. Podniosłam głowę ku górze, z nie ukrywanym, wdzięcznym uśmiechem, w celu podziękowania mojemu pomocnikowi. W mgnieniu oka poczułam nie przyjemne gniecenie w żołądku, szybsze bicie serca, które galopowało w moim gardle i strach, który paraliżował mnie od środka. Jedyne co zdążyłam zrobić, to odskoczyć jak oparzona od mężczyzny, którego cała ta sytuacja musiała nieziemsko bawić, bo śmiał się pod nosem jak głupi. A to wszystko wydarzyło się w przeciągu kilku sekund...

Oczami Klausa


- Co ty tutaj robisz?! - spytała się próbując przy tym nie podnosić głosu. Cała ta sytuacja była komiczna. Widziałem z drugiego końca korytarza, jak dziewczyna siłuję się z szafką, a następnie wszystkie książki o mało co nie lądują na jej głowę. Byłem lekko zdziwiony faktem, że dziewczyna nie ma zajęć. Choć nie ukrywam, widok blond-włosej, bojącej się książek, trochę mnie rozbawił.
- Witaj, Caroline. Jak widzisz, pomagam Ci w zbieraniu książek. - odparłem uśmiechając się szelmowsko. 
- Nie powinieneś mieć lekcji? Czy ja zawsze muszę mieć takiego pecha? - ironizowała przewracając przy tym teatralnie oczami. Z powrotem uklękła przy książkach, a ja tkwiłem w tej samej pozycji, przyglądając się poczynaniom blond-włosej. 
- Kochanie, nie mam jeszcze lekcji, ale pamiętaj za trzy godziny się widzimy - powiedziałem posyłając przestraszonej dziewczynie szatański uśmiech. - Zdajesz sobie z tego sprawę, że nie musisz się mnie obawiać? Że nic Ci nie zrobię? - kontynuowałem widząc zero odzewu u niebieskookiej. Widząc jak twarz dziewczyny przysłaniają opadające włosy, postanowiłem schować za jej ucho kosmyk blond włosów. Dziewczyna zastygła w miejscu wstrzymując przy tym oddech. Uśmiechnąłem się do siebie. Podobał mi się fakt, że potrafiłem wzbudzić takie a nie inne odczucia u Caroline. 
- Nie dotykaj mnie i przestań nachodzić po nocach. Człowieku! Ja Cię nawet nie znam, jesteś jakimś psychopatą, który ma obsesję na punkcie blond licealistek?  - wycedziła przez zęby, a ostatnie słowa wypowiedziała oskarżycielsko. Wcale mnie to nie zraziło. Wręcz przeciwnie. Spostrzegłem, iż nachylająca się przede mną dziewczyną, ma prześwitujący sweterek, dzięki któremu mogłem bezkarnie podziwiać jej jędrne, średniego rozmiaru piersi, które były zniewolone czarnym stanikiem. Caroline przyłapała mnie na podziwianiu jej dekoltu, przez co spuściła głowę w dół, rumieniąc się przy tym uroczo. Zabierając ostatnie książki z podłogi, odłożyła na bok dwa podręczniki i zeszyt, a resztę złożyła na kupkę. Wstaliśmy jednocześnie, dlatego pomogłem jej w podniesieniu książek. Ja wziąłem stertę dość ciężkich jak dla takiej drobnej osóbki książek, a ona trzy pozostałe. Podałem jej książki, by mogła spokojnie włożyć je do szafki. Gdy zamknęła drzwiczki na klucz, spojrzała na telefon i chyba źle się poczuła, bo natychmiastowo pobladła. 
- Co się stało, najdroższa? - zapytałem zmartwiony nagłą zmianą u niebieskookiej.
- Jestem tutaj od piętnastu minut! - krzyknęła zdenerwowana. - Miałam zaraz wrócić do klasy! Tylko nie to! - mruknęła pod nosem i ponownie otworzyła szafkę, wrzucając do niej książki, jak się później okazało z biologii. Trzasnęła drzwiczkami od niebieskiej szafki, przez co ta zadygotała, jakby miała zaraz wypaść z nawiasów. Odwróciła się na pięcie i pognała w stronę toalet. Zaskoczony kolejną nagłą zmianą nastroju u dziewczyny, bez słowa pobiegłem za nią, chcąc się dowiedzieć o co chodzi. Gwałtownie się zatrzymałem, widząc jak Caroline przekracza próg damskiej toalety. Może i nie trzymałem się zasad, ale byłem na tyle stosowny, by nie wchodzić do toalety, gdzie przebywając nastolatki. Lecz machinalnie oprzytomniałem, zdając sobie sprawę z tego, że nastolatki, o których myślałem, znajdują się w klasach i zostało im jeszcze trzydzieści minut lekcji. A w środku, za drzwiami znajduję się słodka Caroline. Zupełnie sama. Uśmiechnąłem się diabelsko i otworzyłem drzwi, przekraczając próg. Dziewczyna odskoczyła od lustra jak oparzona patrząc na mnie jakby zobaczyła ducha. 
- Co ty tutaj robisz, do cholery?! To damska toaleta, pomyliłeś znaczki!? - warknęła patrząc na mnie jak na idiotę.
_________________________
Kankan, cancan – francuski taniec z 2. połowy XIX wieku. Towarzyszy mu muzyka bardzo szybka, w rytmie galopu, w metrum 2/4. (wybaczcie, że wszystko żywcem z wikipedii, ale uważam że ten kawałek jest istotny)

Obserwatorzy

Szablon