niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 5.

Witajcie! Rozdział byłby kilka godzin wstecz, ale rozpisałam się z koleżanką, która ma takie same upodobania co ja, nie tylko TVD i chciała mi się oświadczyć....XD Wiem jak dziwnie to brzmi, dlatego nie wnikajcie :D. KOMENTUJCIE I PISZCIE SWOJE SZCZERE OPINIE! :)


Oczami Caroline


- Wiesz że to nie ładnie się tak zakradać? I to do domu szeryfa? Życie Ci nie miłe? - szepnęłam przestraszona cofając się do tyłu. 
- Co może zrobić mi twoja matka? Postrzelić? Kulę wyjmę, rana się zrośnie. Jestem nieśmiertelny Caroline. - zaczął kpiącym, aczkolwiek zmysłowym głosem, robiąc małe kroczki w moją stronę. - Nie musisz się mnie obawiać, moja droga. Owszem, mam wobec ciebie pewne plany, ale wiążą się one z czystą przyjemnością. Dla nas obojga. - powiedział wymownie puszczając mi oczko. 
- Jak śmiesz?! Kim, a raczej czym jesteś i co sobie do cholery wyobrażasz?!! - emocje wzięły górę i mówiąc to ciszej niż przedtem, mój głos nienaturalnie zacinał się, próbowałam wykrzesać z siebie odrobinę odwagi, ale ulotniła się tak samo łatwo i szybko jak się pojawiła.
- Dowiesz się tego niebawem, kochana. Teraz lepiej mi powiedz, czy przemyślałaś moją propozycję? - zapytał, a ja dopiero spostrzegłam że metry, które nas dzieliły, zamieniły się w niebezpieczne centymetry. Przybliżył się jeszcze bardziej, dzięki czemu mogłam dostrzec w jego szaro-niebieskich oczach niebezpieczne iskierki.
- Czego ty ode mnie chcesz? - wyszeptałam niemal piskliwym głosem. Bałam się jak nigdy. 
- Oh. - westchnął zrezygnowany mężczyzna. - Myślałem że blond-włosy w twoim przypadku to tylko kolor. Mówiąc "spełniaj moje zachcianki przez trzy miesiące" miałem na myśli to, abyś oddawała mi się w zamian za poprawianie ocen. - odparł lekkim tonem głosu. Jak by to było dla niego najzwyczajniej w świecie normalne. Zignorowałam fakt, że obraził mnie, nazywając mnie "pustą blondynką". Może nie prosto z mostu, ale nie byłam na tyle głupia by nie zrozumieć tej aluzji. Nie wiedziałam jak się mam czuć. Urażona, przestraszona do szpiku kości, czy porządnie wyprowadzona z równowagi? Targało mną wiele sprzecznych emocji. 
- Ty jesteś chory! Czy ja wyglądam na jakąś licealną dziwkę, która pieprzy się z kim popadnie, aby poprawić oceny!? - wykrzyczałam mu w twarz. Jego bliskość już mnie nie onieśmielała. Teraz byłam wyprowadzona z równowagi. A każdy, kto znał Caroline Forbes, wiedział jak to się kończy. 
- Moja droga, po co te wulgaryzmy. - zaczął dotykając koniuszkami palców mojego policzka. Stanęłam jak wryta bez możliwości poruszenia się. Wstrzymałam oddech, czując, jak jego chude palce zostawiają po sobie ślad na mojej rozpalonej, przez jego dotyk skórze. Założył za ucho mój niesforny kosmyk blond włosów, przyglądając mi się przy tym badawczo. - Nie jesteś dziwką, tylko ładną, dziewczyną w potrzebie. Caroline, kochana, wyciągam do ciebie pomocną dłoń, dlaczego nie chcesz jej przyjąć? - zapytał szeptem z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W jego oczach można było dostrzec nieme pytanie. Brak tlenu w płucach dał o sobie znać. Zaczerpnęłam nie wielki haust powietrza zamykając przy tym oczy i mając cichą nadzieję, że gdy je zamknę, wszystko zniknie, a ja obudzę się zalana potem. Niestety, osoba której się obawiałam, stała przede mną, oczekując mojej odpowiedzi.
- Mam swoją godność. Nie sypiam z pierwszym lepszym. - siląc się na odważniejszy ton głosu, zadarłam głowę tak, by móc spojrzeć mu w oczy.  Moja odwaga powoli wracała, niestety gorzej było z moim ciałem. Wciąż stałam jak słup, nie mogąc ruszyć żadną kończyną. Klaus widząc moja postawę cofnął dłoń, lecz nie cofnął się. Wciąż stał niebezpiecznie blisko, przypatrując mi się uważnie.
- Kochanie, Ja, nie jestem pierwszym lepszym. Ja, jestem tym jedynym. - odparł uśmiechając się przy tym szelmowsko. Zamurowało mnie. 
- Że co proszę? Czy ja mam gdzieś napisane że należę do ciebie?! Jesteś psychicznie chory! - wykrzyczałam mu twarz nie zważając na sytuacje, w której byliśmy kilka chwil temu.
- Kochana, pamiętaj że jeśli tylko zechcę, będziesz moja. Zostaje w tej dziurze na dłużej, dlatego nie chcę niczego przyśpieszać. Nie chcę Cię posiąść od razu, rozkoszuję się podchodami. Aczkolwiek nie ukrywam, że sprawia mi to co raz to większą trudność... - ostatnie słowa wyszeptał filuternie, zbliżając swoją twarz do mojego ucha. Poczułam jego dłoń na szyi. Muskał ją opuszkami palców. Ponownie przymykając powieki wstrzymałam oddech. Myślałam że zaraz zemdleje. Jego dotyk.. wyzwalał we mnie tyle emocji...otumaniał. Jego specyficzny, brytyjski akcent, sprawiał, że moje nogi odmawiały posłuszeństwa.
- Gnij w piekle - wycedziłam przez zęby. Ręka blondyna na mojej szyi zastygła. Przełknęłam głośno ślinę. No to nieźle, rozwścieczyłaś psychopatę, śmiało możesz pożegnać się z życiem! - skarciłam się w duchu za swoją bezmyślność. Jak mogłam być taka głupia? Ten facet jest psychicznie chory, na dodatek nie wydaję się być człowiekiem...a ja go od tak mieszam z błotem! Zabrał rękę z mojej szyi i odsunął się ode mnie nieznacznie. O dziwo, nie patrzył na mnie spojrzeniem pełnym agresji, żądzy mordu. Uśmiechał się... ale w tym uśmiechu nie było za grosz ciepła, to był diabelski uśmieszek, mówiący: "W piekle już byłem, teraz chcę się zabawić" Przełknęłam po raz kolejny głośno ślinę. W co on gra? 
- Przemyśl proszę, moją propozycję. Nie masz się czego obawiać. - zapewnił mnie akcentując przy tym każdy wyraz. Kolana miałam jak z waty, ale nie chciałam tego okazać, nie chciałam, żeby wiedział jak działa na mnie jego brytyjski akcent, dotyk, spojrzenie. Wtedy byłabym na przegranej pozycji. 
- Dobranoc, najdroższa. Do zobaczenia jutro w szkole, na dwóch historiach, tak? - wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnął się szeroko spoglądając mi w oczy. Cholera, zapomniałam. Dwie historie! Tylko nie to! Spojrzałam na niego, a jego sylwetka w mgnieniu oka rozpłynęła się w powietrzu. Odskoczyłam przerażona, spostrzegając, że przede mną nikogo nie ma. Biegiem ruszyłam do domu zatrzaskując przy tym drzwi. Roztrzęsiona zdjęłam buty, rzucając je niedbale w przedpokoju i wbiegłam po schodach na górę. Bezpieczna w swoim pokoju, odetchnęłam głośno i głęboko. Dziwny ból w brzuchu zniknął, jak ręką odjął. Podeszłam do szafy i drżącym ruchem wyjęłam z niej piżamę. Skierowałam się do łazienki by skorzystać z toalety i wziąć porządny, długi, a przede wszystkim relaksujący mnie prysznic. Gdy wyszłam z dusznej łazienki ubrana w szorty, bluzkę z krótkim rękawem i mokrymi włosami, usiadłam na łóżku biorąc do ręki telefon. Zero nowych wiadomości. Skrzywiłam się na samą myśl o jutrzejszym dniu. Nie wiem jak go przeżyje. Może schowam się w ubikacji? Skoro jest mężczyzną, albo czymś co ma go przypominać, to musi być na tyle moralny, by nie wchodzić do damskiej toalety pełnej nastolatek. Albo nie przyjdę do szkoły? Powiem mamie że brzuch mnie bolał?Westchnęłam. Położyłam się na łóżku szczelnie przykrywając się kołdrą. Zamknęłam oczy próbując zasnąć i nie myśleć o tym co zaszło kilkanaście minut temu i zajdzie jutro. Z resztą, sama nie wiedziałam co mnie jutrzejszego dnia czeka. W środku cała dygotałam jak i na zewnątrz. Wzięłam uspokajający wdech i wydech, po czym odpłynęłam w objęcia Morfeusza. 

Oczami Klausa


Będąc już w rezydencji, rozmyślałem o zaistniałej sytuacji. Słodka Caroline, zaprzątała moją głowę w każdym calu. Mimo iż jest nędznym człowiekiem, jest waleczna, ma niewyparzony język, lecz przede wszystkim jest piękna jak na swój młody wiek.
Młoda, o blond lokowanych włosach dziewczyna, i pięknych, przypominających kolor letniego nieba oczach. Mógłbym ją szkicować godzinami. Moje ciało natychmiast zareagowało na wspomnienie o blond-włosej. Przechyliłem szklankę z bourbonem w środku, sprawiając że trunek wlał się do mojego gardła, wyznaczając przy tym palącą ścieżkę. Siedząc w ulubionym fotelu chwyciłem za swój szkicownik, by móc przelać falę pożądania na papier. Po kilku minutach, na kartce zaczął pojawiać się zarys delikatnej, chudej sylwetki. Długie, chude nogi, jędrne, pełne piersi, i blond włosy, opadające kaskadą na łopatki. Delikatny uśmiech, nieśmiałe spojrzenie, rumieńce, i błysk w oczach. Tak widziałem Caroline. Odłożyłem szkicownik na etażerkę obok, aby móc nalać sobie alkohol. Moja znajoma czarownica miała przyjechać równo za dwa tygodnie, kamień księżycowy dostarczy mi mój drogi przyjaciel - David, jedyną kwestią pozostał doppelganger.  Mam cały miesiąc, do zdjęcia klątwy. Przyjechałem wcześniej, by móc rozeznać się w terenie i dowiedzieć się czegoś o Elenie. Co 500 lat, odbywa się zjawisko równonocy jesiennej. Jest to moment, przecięcia przez Słońce równika niebieskiego, w trakcie jego wędrówki ekliptyce z półkuli północnej na półkulę południową. W tym roku, owa równonoc, będzie mieć miejsce w październiku. Czarownica z najpotężniejszego rodu - Rodu Bennettów może zdjąć urok. Jej moc przybierze na sile, by mogła odprawić rytuał. Wtedy będę mieszańcem. Połączeniem wampira z genem wilkołaczym, który został uśpiony przez moją matkę - Esther. Będę mógł tworzyć armie posłusznych mi hybryd, dzięki czemu będę nietykalny, przez to żaden kołek z białego dębu nie będzie mógł mnie zabić. Wiecznie przystojny i nieśmiertelny. Przez cały pobyt tutaj, będę musiał uważać na Katherine. Pozwolę jej się nacieszyć kilkoma dniami wolności, po czym ją złapię. A później...zastanowię się jak ją ukarać. Mam okrągły miesiąc. Do tego czasu, będę musiał sprawdzić, czy rzeczywiście uczę wiedźmę Bennett, czy tylko zwykłą dziewczynę o podobnym nazwisku.
Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę sypialni.


środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 4.


Trzymajcie rozdział 4. Ogromnie wam dziękuje za komentarze, które mnie motywują. Jesteście cudowni! Kocham was :) Muszę przyznać, że nawet nie spodziewałam się, że założę bloga. Jak wspominałam na moim pierwszym blogu. Odpłynęłam na matmie i zaczęłam myśleć właśnie o czymś takim...Caroline człowiekiem, Klaus przybywa do MF w cel u złamania klątwy, w miedzy czasie składa Caroline propozycje... A potem? Potem zaczęłam pisać i pisać.. i napisałam dość dużo. Następnie pomyślałam: "Kurczę, może założę bloga?" I tak o to tutaj jestem i dodaję rozdział (już!?!?!) 4!! I pierwszy raz, jestem tak bardzo zadowolona, bo pierwszy raz coś, co piszę, jest ciekawe, ma sens, i trwa dłużej niż jeden, czy dwa rozdziały. :D.  No cóż, liczę na waszą opinie. Dobijemy do 10 komentarzy? :) Ostatnio zauważyłam, że moi kochani anonimowi czytelnicy zaczęli komentować! Jestem wniebo i wyżej wzięta! ^^. Dziękuje że komentujecie i ze mną jesteście! Ale się rozpisałam. Dobra, teraz ostatnia rzecz. CHAMSKA LAURA ACTIVATED! XD


SPOJLER: W THE ORIGINALS 1x19 OJCIEC KIERAN UMRZE. ZABIJE GO KLAUS, W TEN SPOSÓB CHRONIĄC CAMI. MIKAEL WRACA! 



Oczami Klausa



Skierowałem się szybkim krokiem ponownie do Grilla. Wchodząc do budynku, uderzył mnie zapach tytoniu, alkoholu, i perfrum damskich wymieszanych z męskimi. Usiadłem przy barze, czekając na barmana. Mając chwilę, wyciągnąłem telefon, aby sprawdzić czy ktoś dzwonił. Nie odebrany sms od Nathaniela. 

Katerina Petrova wciąż jest w Mystic Falls. Coś kombinuję, obserwuję Salvatore'ów. Więcej informacji wkrótce.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Katerina Petrova jest w Mystic Falls,  gdy mnie zobaczy to ucieknie. Dlatego postanowiłem zdobyć jej namiary. Wybrałem dobrze znany mi numer i kliknąłem "połącz". 
Nathan, przyjacielu! - przywitałem go pogodnie. W między czasie skinąłem palcem na barmana.
Witaj, Klaus. Czego Ci trzeba? - zapytał.
- Katerina Petrova. Katherine Pierce, kojarzysz? Ależ na pewno! Wiem, że aktualnie przebywa w dziurze o nazwie Mystic Falls. Prześlij mi jej namiary. Gdzie mieszka, jak teraz wygląda, i co zamierza. - nie owijając w bawełnę, od razu przeszedłem do konkretów. 
- Katerina? - chłopak zaśmiał się na samo wspomnienie o dziewczynie. - Jak mógłbym nie? Jutro wyślę wszystko smsem. Bywaj, przyjacielu! - pożegnał się i rozłączył. 
Teraz mogłem w spokoju się napić. Jutro pobawię się z Katherine, a w między czasie przekonam słodką Caroline do mojej oferty. Wspaniale - podsumowałem.
- Co podać? - z moich rozmyślań wyrwał mnie barman. Był to niewysoki mężczyzna. Na oko miał gdzieś z dwadzieścia lat. Brunet, o piwnych oczach, szerokim uśmiechu, i krótko ściętych włosach.
- Bourbon. - odparłem, na co chłopak uśmiechnął się, nalewając do szklanki mój ulubiony złoty trunek. Podał mi go i zawołany przez innego klienta, odszedł. Nienawidziłem gdy ludzie byli szczęśliwi, nienawidziłem, gdy na ich twarzach gościł uśmiech. Za to uwielbiałem wprowadzać w ich życie zło. Kochałem pozbawiać ich marnego życia, wysysać z nich duszę. Słuchać ich lamentów, tego jak proszą bym nie robił im krzywdy. Miałem ochotę pozabijać. Kilka...setek osób. Niestety nie mogłem, bo nie był to czas na ujawnianie się, a między innymi dla tego miasta, oznaczałoby to kompletne wymarcie. Wszystkie te myśli były powodem jednego, głupiego śmiertelnika. Westchnąłem. Na razie musi mi starczyć kilka ofiar. Teraz potrzebowałem Kateriny, za tydzień ma przyjechać moja dobra przyjaciółka - Annabel. Była czarownicą, która wisiała mi przysługę. Była też jedną z potężniejszych czarownic, odlegle spokrewniona z rodem Bennettów. Użyłbym jedynej z tego rodu, ale ślad po nich zaginął. Ostatnia czarownica - Emily Bennett zginęła w 1864 roku...Bennett, Bennett...Cholera! Czy ja dzisiaj nie uczyłem jednej Bennettówny? Szybkim ruchem ponownie wyjąłem z mojego czarnego żakietu telefon, w którym miałem zapisaną listę uczniów. Po chwili natrafiłem na szukane nazwisko. Uśmiechnąłem się szeroko i jednym łykiem wypiłem alkohol do dna. Wyszedłem z baru i udałem się do swojej rezydencji, która zachowała się z XIX wieku. 

Oczami Caroline




Co on sobie do cholery wyobrażał? To że jest seksownym nauczycielem, nie oznacza że może prosić o nie wiadomo co! Pff! I ta pewność w jego głosie, gdy mówił że jakby nie chciał się zabawić, to już dawno leżałabym na jakimś pieprzonym biurku i krzyczała w przypływie ekstazy wniebogłosy! Co za dupek! Postanowiłam że nikomu o tym nie powiem, koleś był dziwny, i na pewno nie był człowiekiem. Całkowicie o tym zapomniałam. Byłam przejęta tym, że uraził moją dumę. Przemieszczał się w nie ludzkim tempie, mówił coś o hipnozie.. Kim on był? Nie wiem, strasznie się bałam. Upatrzył mnie sobie, niczym psychopatyczny morderca z jakiegoś pieprzonego horroru! Nie wiem co było najgorsze. Że chodził bezkarnie po szkole, a ja nie mogłam nikomu się poskarżyć, czy to że mam jutro z nim DWIE historie PODRZĄD? Nie chciałam myśleć o jutrze, to mnie dobijało. Lecz przez ostatni tydzień miałam ręce pełne roboty, dzięki czemu myślenie o zboczonym nauczycielu schodziło na dalszy plan. Do tego dochodziło poprawianie ocen, ponieważ mama nie mogła mi pomóc, co sama potwierdziła. Nauczyciele zaczęli się buntować. Chcieli więcej niż mogli dostać. Mama nie wpisywała im mandatów za złe parkowanie, czy przekroczenie prędkości, w zamian za podciąganie moich ocen. Czy Klaus miał jakieś układy w szkole? Miał coś z tym wspólnego? Wspominał że mama mi już nie pomoże i że jedyną opcją jest on. A raczej spełnianie jego chorych zachcianek! O nie, nigdy! To że jestem blondynką, miałam wielu chłopaków, wcale nie oznacza, że przed pierwszym lepszym, na dodatek, starszym facetem mam rozkładać nogi! Czy ja te włosy muszę przefarbować? Czy ja wyglądam na "łatwą"? - te głupie pytania krążyły po mojej głowie od ponad godziny. Na szczęście w porę je odganiałam, nim zajęły całą moją głowę. Musiałam się skupić na dekoracjach na bal. Nie byłam dobra z matematyki, ale geometria to było coś co lubiłam. Niestety, w szkole szła mi marnie. Musiałam zrobić wymiary, rozplanować salę, dobrać kolory..tyle pracy! A Elena i Bonnie nie mogły przyjść. Elena pomagała Jennie z jej walizkami. Ciotka Eleny wprowadziła się do nich zaraz po śmierci jej rodziców. Teraz przewoziły jej ostatnie rzeczy z Denver do Mystic Falls. Bonnie musiała pomóc babci. Głupia wymówka, Bonnie od zawsze bała się babci, bo ta lubiła sobie popić, i opowiadać o czarownicach i magii. Teraz sama do niej poleciała, bo staruszka zaczęła bredzić coś o druidach. Wkręciła ją na dobre. Cały czas tylko druidzi i druidzi. Gdy w końcu skończyłam szkicować, jak mniej więcej ma wyglądać sala gimnastyczna, spostrzegłam że dochodzi godzina 21:55, a miała wyrzucić śmieci. Odłożyłam szkicownik i resztę zeszytów z przyborami na biurko i wyszłam z pokoju. Mamy nie było w domu, dlatego musiałam wyrzuć te głupie śmieci. Ubrałam buty, po drodze zabierając czarny, śmierdzący worek
i ruszyłam na tył domu. Gdy wrzuciłam śmieci do kubła, poczułam za sobą podmuch wiatru. Odwróciłam się na pięcie by pójść do domu, ale stłumiłam rękawem bluzy okrzyk przerażenia. Przede mną, we własnej osobie, stał Klaus. Nowy nauczyciel historii, który chciał abym z nim sypiała w zamian za poprawnie ocen!! - Co tutaj robisz?! - wykrzyczałam dość głośno, powodując emigrację ptaków z pobliskich drzew. 
- Witaj kochana. Przyszedłem sprawdzić co u ciebie i czy przemyślałaś moją ofertę. - odparł uśmiechając się szelmowsko. 


_________________________________________________________________
*DODANE, EDYTOWANE, SPECJALNIE DLA WAS O 3:29! :D

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 3.

Witajcie kochani! Dodaję rozdział trzeci, bo widzę że nawet kochani czytelnicy, anonimy zaczęli komentować *.* (spełnienie marzeń) jak i zaczęli się pojawiać nowi czytelnicy. Nie będę chamem, i rozdział trzeci macie teraz, nie po świętach. (znów jest do d&*&^$@y) brzydko mówiąc. Choć nawet mi się podoba. Ale tak sobie myślę, potrzebuję waszego zdania. Bez was, nie podejmuję żadnej decyzji. A mianowicie, pisać cały czas z perspektywy Klausa a z Caroline zrezygnować i wstawiać ją sporadycznie (baardzo sporadycznie), czy zostawić pół na pół? Piszcie co sądzicie o rozdziale i co o tym sądzicie :)


Oczami Klausa



Po dwóch godzinach, nudnych wykładów przed bandą nędznych śmiertelników, doczekałem się mojej ostatniej lekcji. Lekcji, ze słodką Caroline i doppelgangerem. Wkroczyli do klasy. Tym razem Elena, Caroline, Bonnie na czele. Musiały być one wyznacznikiem królowych tej szkoły. Szły dumnym, wyprostowanym krokiem, patrząc na innych z wyższością. Będąc osobą, która stoi z boku i przygląda się temu wszystkiemu, wydawało mi się to śmieszne. To było śmieszne. No cóż, ciekawe jak to jest z nauczycielami? Siadając w ławce, spojrzenia moje i pewnej niebieskookiej skrzyżowały się. Na jej twarzy zagościł przelotny, nieśmiały uśmiech. Odwzajemniłem go, czekając na ten cholerny dzwonek, który wydawał się być od dzisiejszego dnia, nie tylko zbawieniem tych nędzników. Zacząłem kontynuować część dalszą opowiadania o latach dwudziestych, mojej ulubionej dekadzie. Większość dziewczyn śliniła się na mój widok, co tylko mi schlebiało. Jedyna Caroline siedziała skupiona i notowała to co mówię. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na nastolatkę, która pilnie się uczy i siedzi przed książkami. Raczej na typ dziewczyny, dla której liczą się imprezy, popularność i chłopcy. A przede wszystkim, na pierwszym miejscu nie była u niej nauka. Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy wybiegli z sali jakby przy głównym wejściu mieli rozdawać uncje złota. Uczniowie wybyli z pomieszczenia, oprócz trzech śmiejących się głośno dziewczyn. Caroline, Elena, i tajemnicza mulatka, która podobno rozbierała mnie wzrokiem na poprzedniej lekcji. Siedziałem przed biurkiem i dyskretnie się im przyglądałem. Interesował mnie głównie sobowtór. W niczym nie przypominała Kateriny. W chodzeniu, w gestykulacji. Jedyne co je łączyło, to wygląd. Nim spostrzegłem, dziewczyny we trójkę opuszczały klasę. Szybkim ruchem wstałem od biurka i pobiegłem za nimi. Na moje szczęście nie zdążyły przekroczyć progu.
- Caroline! - zawołałem za dziewczyną. Machinalnie się odwróciła patrząc na mnie zdziwiona. 
- Coś się stało? - zapytała  nieco przestraszona.
- Zostań proszę na chwilę w klasie. Musimy porozmawiać. - oznajmiłem jej uśmiechając się przyjaźnie. Niebieskooka odwróciła się do dziewczyn i powiedziała: 
- Nie czekajcie na mnie. Później pojadę prosto do domu. Muszę rozplanować dekoracje na bal. - powiedziała i pożegnała się z koleżankami.
Wskazałem gestem ręki by usiadła, tak też zrobiła. 
- Myślałem nad twoim ocenami, Caroline. - zacząłem spoglądając na dziewczynę. Jej mina byłą bezcenna. Była wystraszona, jej mowa ciała ją wydała...czytałem z niej jak z otwartej księgi. 
 - Wiem, że nie mam dobrych ocen, próbowałam wziąć się w garść, nawet zaczęłam się uczyć, ale..- zaczęła mi się tłumaczyć ale przerwałem jej w połowie.
- Wiem, jak możesz je poprawić. - przerwałem jej monolog spoglądając na zszokowaną blondynkę.
- Jak? - dopytywała się. Jej oczy błyszczały jak diamenty.
Podszedłem bliżej Caroline i nachyliłem spoglądając w jej niebiesko jak niebo oczy. Założyłem niesforny kosmyk włosów za jej ucho przybliżając się do niej i szepcząc zmysłowo. Jej serce wybijało nienaturalny dla człowieka rytm, a oddech stał się niespokojny. Zawsze wiedziałem jak działać na kobiety.
- Bardzo łatwo, kochanie. Spełniaj moje zachcianki przez sześć miesięcy, a twoje oceny będą pozytywne. Ze wszystkich przedmiotów. - powiedziałem szepcząc jej do ucha. Zadrżała i szybko odskoczyła ode mnie jak oparzona. Lekko zdziwiony jej zachowaniem zastygłem w miejscu w którym jeszcze siedziała. Niechętnie podniosłem się i spojrzałem na niebieskooką, która wręcz kipiała ze złości. 
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz!?! - wykrzyczała. Stałem bez ruchu dając jej prawo wykrzyczenia tego, co miała mi do powiedzenia. - Nie jestem przekupną dziwką!! - ponownie podniosła głos pąsowiejąc przy tym. Kierowała się biegiem do drzwi, ale nie pozwalałem jej na to. W wampirzym tempie zastąpiłem jej drogę. Dziewczyna odskoczyła mało co nie wywracając się o własne nogi. Wybałuszyła oczy i zaczęła się cofać do tyłu patrząc na mnie jak na ducha. Rozglądała się po klasie, zapewne szukając czegoś czym mogłaby się bronić. Z marnym skutkiem.
- Jak ty...? - nie dokończyła bo gwałtownie jej przerwałem.
- Powiedźmy, że nie jestem zwykłym nauczycielem historii. - powiedziałem posyłając jej zawadiacki uśmiech.
- Nie zbliżaj się! - krzyknęła ostrzegawczo.
- Kochanie, na razie nie musisz się mnie obawiać, a wracając do mojej oferty. - zacząłem mówić zmniejszając powoli między nami odległość. - Równie dobrze mogę użyć perswazji, ale zostaje tu na dłużej i potrzebuję się zabawić. A nie używanie hipnozy, w celu patrzenia jak sama mi ulegasz wydaję się być kuszące. Gdybym znajdował się w innej sytuacji, to już dawno leżałabyś na tym biurku, szczytując wniebogłosy. - powiedziałem siląc się na poważny ton głosu. 
Postawa dziewczyny zmieniła się w przeciągu kilku sekund. Z wystraszonej, chcącej uciec gdzie pieprz rośnie, stanęła jak słup soli i patrzyła na mnie jak na idiotę. Najśmieszniejsze w całej sytuacji było to, że Caroline w mgnieniu oka zapomniała o tym że nie jestem zwykłym człowiekiem, tylko krwiożerczą bestią. Zlekceważyła to, zbytnio przejęła się moim wyznaniem. Z nastolatki, zmieniła się oburzoną kobietę. Minę miała taką, jakbym powiedział jej, że kolory, jakie ma na sobie wyszły z mody. Przełknęła głośno ślinę. I szepnęła, bo najwyraźniej odebrało jej mowę. 
- Że co!? Mam Ci się oddawać na jakimś pieprzonym biurku? Z tego co wiem to jesteś nauczycielem? Ciekawe co na to dyrektor! - chrypa nie pozwalała jej na głośniejszy dobór słów, ale to jej nie przeszkadzało. 
Wybuchłem śmiechem na ostrzeżenia skierowane do mnie. Groziła mi dywanikiem u dyrektora? Gdybym chciał, to serce tego nieszczęsnego dyrektora znajdowałoby się w mojej dłoni.
- Caroline, Caroline - nawoływałem pokręcając przecząco głową. - Gdybym chciał, mógłbym zabić tego nieszczęsnego człowieka w try miga. Aczkolwiek ty, jako zwykły śmiertelnik masz szczęście, ponieważ najpotężniejsza, a wkrótce niepokonana istota na Ziemi proponuję Ci niezapomniane chwilę, pełne namiętności i błogiego stanu rozkoszy, o którym każda pożądana kobieta  marzy. Nie zechciałabyś skosztować zakazanego owocu? - zapytałem uwodzicielsko. 
Prychnęła na moje słowa. Chyba całkiem zapomniała kim jestem. Imponowało mi to. Potrafiła naskoczyć na mnie, nie widząc kim jestem. Przecież, w każdej chwili mogę ją zabić. 
- Dobra, mam dość wychodzę. To dla mnie za dużo.  - oznajmiła i podeszła do ławki sięgając po swoją torbę. 
Nim zdążyła się schylić po torebkę, przygwoździłem ją do ściany trzymając za nadgarstki. Nie uderzyła z impetem, nie chciałem pozbawić jej przytomności, tylko zniewolić. Zamknęła oczy wdychają przy tym głośno powietrze. Schyliłem się do jej szyi, lecz nie miałem zamiaru jej ugryźć. Drażniłem ją. Ucałowałem delikatnie szyje przy samej tętnicy, czując jak pod moim dotykiem, od miejsca gdzie złożyłem pocałunek, zaczęła drżeć. Ponownie ucałowałem ją w to samo miejsce, wdychając przy tym delikatny, rumiankowy zapach jej skóry. Blondynka ponownie zadrżała. Gdybym jej nie trzymał, to już dawno osunęłaby się na podłogę. Od teraz znałem jej słaby punkt, co było przydatną informacją i nakazałem sobie to zapamiętać. 
Oderwałem się od niej, patrząc w jej niebieskie oczy, pełne strachu i podniecenia. 
- Kim jesteś? - wyszeptała wciąż próbując złapać powietrze.
Uśmiechnąłem się łobuzersko, i zbliżyłem się do jej twarzy. Po chwili szepnąłem jej na ucho.
- Twoim koszmarem i spełnieniem marzeń jednocześnie. - odparłem szepcząc jej do ucha. Znów zadrżała. 
- Więc jak? Zgadzasz się dobrowolnie, czy muszę Cię przekonać? - zapytałem zmysłowo specjalnie akcentując każdy wyraz osobno.
- Idź do diabła. - wycedziła przez zęby wściekła. 
- Kochana, diabeł może drzwi przede mną otwierać. To Ja jestem diabłem, o którym mówią w kościele. To ja jestem uosobieniem zła, które nazwano Lucyfer. - mrugnąłem porozumiewawczo wciąż się uśmiechając. - Dam Ci czas do namysłu. Ale pamiętaj Caroline. - przestrzegłem ją, intensywnie się w nią wpatrując. - Nie ma innego wyboru, jeśli chcesz poprawić oceny. Nie zechciałabyś łączyć przyjemnego z pożytecznym? - zapytałem siląc się na poważny ton głosu. Z marnym skutkiem.
Nie odpowiedziała. Puściłem ją, a ona w ludzkim tempie wybiegła z klasy. Wytężyłem umysł by przesłać jej telepatycznie wiadomość.

"Nie waż się nikomu wspominać o naszej rozmowie. Inaczej zabiję kogoś na kim Ci zależy. Jak się zdecydujesz, to wiesz gdzie mnie szukać." 

Doskonale z dawałem sobie sprawę z tego, że prędzej czy później ją posiądę. Zaczynając od ciała, a być może kończąc na duszy? Co stoi mi na przeszkodzie, do zmienienia tej blondynki w stworzenie nocy? Jest świetnym materiałem na wampira. Ma charakter, jest waleczna, ale równocześnie kobieca i delikatna. Ma w sobie potencjał.

***



Wyszedłem z tego przeklętego budynku w kierunku centrum miasta. Musiałem się napić i pożywić. Gdy dotarłem do pobliskiego pub'u, zamówiłem Whiskey i jednym łykiem wypiłem do dna. Złoty trunek przyjemnie rozlał się po moim przełyku, pozostawiając za sobą ślad, w postaci przyjemnego pieczenia. Zostawiłem napiwek koło pustej szklanki i wyszedłem z baru, w poszukiwaniu jakiejś ofiary. Nie musiałem długo szukać. W parku, na przeciwko baru, stała kobieta, która najwyraźniej na kogoś czekała bo rozglądała się za kimś po okolicy. Uśmiechnąłem się szatańsko i wolnym, pełnym gracji ruchem udałem się w jej stronę. Nie świadoma nic kobieta, widząc mnie na horyzoncie, uśmiechnęła się ciepło i wróciła do wcześniejszego zajęcia ignorując mnie. Nie zraziła mnie tym. Wręcz przeciwnie. Spotęgowała palące pragnienie w przełyku. 
- Witaj. - powitałem ją, posyłając czarujący uśmiech, który miałem szanse ćwiczyć przez wieki. Każda kobieta nie mogła się oprzeć. Jak przypuszczałem, brunetka o piwnych oczach również. Jej policzki zaszły purpurą, a kaskada orzechowych włosów, dodawała jej przy tym uroku.
- Hej, szukasz kogoś? Nie wydajesz się być miejscowym. - odparła uśmiechając się przy tym nieśmiało. Palący ból w przełyku dał osobie znać. Straciłem chęć, na zabawę z tą kobietą. Spojrzałem głęboko w jej oczy i mruknąłem od niechcenia: 
- Nie krzycz. 
W mgnieniu oka wbiłem się kłami w jej szyję. Karmazynowa słodycz rozlała się w mojej buzi, przynosząc ze sobą falę różnych doznań. Ciepło, ten słodki, metaliczny smak, który uwielbiałem od stuleci. Wysuszyłem ją do cna, rzucając niczym marionetkę na zimny chodnik. Niech zaczną się przyzwyczajać, że w mieście grasuję seksowny, pierwotny wampir. Ta kobieta jest wiadomością powitalną. 

Życzenia! :>


Kolorowych jajeczek, 
rozczochranych owieczek,
rozkicanych króliczków,
pyszności w koszyczku,
a przede wszystkim 
mokrego ubrania,
w dniu wielkiego lania!



Kilka słów ode mnie :)

Życzę wam wesołych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie. Zjedzenia duuużo czekoladowych jajek i innych smakołyków. :D Wszystkim blogerkom weny, świetnej pogody w lany poniedziałek ^^ Ja tam nawet nie zamierzam z domu wychodzić ale ok. Fajnego zajączka :3. Wszyyystkiego naaaj! 
Pozdrawiam! ;*
No i oczywiście śle całusy moim wiernym czytelnikom:

ArtisticSmile, Magneta, Syl wia, Daga25, Rud Zia, Elose, 

Dziękuje wam że jesteście, czytacie moje wypociny, komentujecie, wpieracie. Zwłaszcza ArtisticSmile, która próbuje podnieść moją samoocenę, za co z całego serca dziękuje! 
;******************************** 

(nie zdziwcie się,  jak będziecie na każdym moim blogu czytać to samo XD)

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 2.

Boże! Mam nadzieję że mi wybaczycie! Nie mam siły, i nawet pojęcia jak mogłabym to zmienić, dlatego zostawiam tak jak jest. Baaaaaaaardzo was przepraszam! Nie mam pojęcia gdzie miałam oczy pisząc to. Jest to ten sam kawałek, tylko że z perspektywy Klausa. Przepraszam was! Ale za to baardzo dziękuje za schlebiające mi komentarze. Liczę na wasze szczere opinie. Nie dość, gdy czytam wasze komentarze. to cieplej mi się na serduchu robi, mam ogromną radochę, to dzięki wam wiem, że ktoś mnie czyta. :)

Ale założę się, że po tym rozdziale, przestaniecie mnie czytać i sami stwierdzicie (jak ja od początku) że spieprzyłam dość fajnie zapowiadającą się historie. :/ 



Oczami Klausa



Przybyłem do Mystic Falls w jednym celu. Pojmanie sobowtóra Petrovej. Dowiedziałem się od moich zaufanych ludzi że w tej dziurze znajduję się sama Katerina Petrova, która uciekała przede mną od pięciuset lat. Nie musiałem długo szukać powodu dla którego się tu zjawiła. Salvatorowie. Dwaj bracia zakochani po uszy w doppelgangerze, który zmienił ich w krwiożercze bestie i upozorował swoją śmierć, w ten sposób uciekając. Miłość do jednej kobiety, zniszczyła ich braterską przyjaźń. Bez najmniejszego "ale" ruszyłem do Atlanty w poszukiwaniu dziewczyny, która pokrzyżowała moje plany wieki temu. Jak się później okazało, nie była to Katerina, a Elena Gilbert - sobowtór Petrovej. Cieszyłem się jak dziecko na myśl że będę mógł tworzyć hybrydy. Ale nie mogłem się od razu ujawnić. Zmieniłem nazwisko na Smith i używając perswazji zatrudniłem się jako nauczyciel jak na ironię historii. Dlaczego Smith? Otóż Mikaelson znali wszystkie istoty nadprzyrodzone. Nasza rodzina robi za rodzinę królewską w świecie nadprzyrodzonym. Jesteśmy niezniszczalnymi, Pierwotnymi wampirami. Nic i nikt nie może nas zabić. Jesteśmy pierwszymi. To od nas powstała reszta wampirów. Akurat było wolne miejsce bo poprzedni nauczyciel - Tanner został zabity przez wampira. Musiałem i chciałem zatrudnić się w szkole, by móc obserwować i poznać sobowtóra, robiąc przy tym małe rozeznanie w terenie. To miejsce miało w sobie coś, co przyciągało istoty nadprzyrodzone. Nawet Pierwotne wampiry. Wkroczyłem jeszcze do pustej klasy z dziewczyną spotkaną przed szkołą. Zamknąłem drzwi na klucz, by żaden nie proszony gość, nie śmiał przerywać. Poprosiłem ją o odgarnięcie włosów z szyi i podejście do mnie. Zrobiła to co jej kazałem i już po chwili smakowałem szkarłatną ciecz, rozlewającą się po moim przełyku. Dałem jej trochę mojej krwi by zatuszować ślady. Miasto było strzeżone przez radę, która miała w przeszłości do czynienia z wampirami. Nie chciałem na siebie zwracać uwagi. Nic mi nie mogą zrobić, aczkolwiek myślę, że najlepszym pomysłem jest na razie się nie ujawniać. Zadzwonił dzwonek. Wygodnie rozsiadłem się przed biurkiem przeglądając dziennik i listę uczniów, których przyszło mi dzisiaj uczyć. 

Amanda Simpson, Bonnie Bennett, Charlie Honeycut, Caroline Forbes, Elena Gilbert, Kathie Somerwilde, Matt Donovan, Nina Rodriguez, Partick O'connel, Jerry Flinston, 
Anna Winchester, Lucas Hoult, Jenna Goldert.

Mój wzrok przykuło jedno nazwisko - Gilbert. Podobno pod tym nazwiskiem skrywał się sobowtór. Po tylu wiekach, nareszcie złamię klątwę i utrę nosa Petrovej. Byłem prze szczęśliwy. Ale brakowało mi czegoś. Na pierwszym miejscu była krew. Lecz nie było to problemem gdyż znajdowałem się w szkole pełnej ludzi, a raczej banku z krwią. A co było na drugim miejscu? Dama do towarzystwa. Jestem mężczyzną i muszę zaspokajać w jakiś sposób swoje żądze. Nie chciałem panny na noc. Tylko kobietę, która będzie zaspokajać mnie przez cały mój pobyt w tej dziurze. Musiałem kogoś znaleźć. Po drugim dzwonku zaczęli zbierać się uczniowie. Nie podnosiłem wzroku z dziennika, lecz widziałem zdziwione miny śmiertelników, widzących mnie na krześle za biurkiem. Gdy wszyscy już weszli, wstałem powoli z dość wygodnego fotela i rozejrzałem się po klasie. Wszystkie ławki były zajęte oprócz jednej. Odwracając wzrok od pustego miejsca, spojrzałem w lewo i oniemiałem. Obok siedziała, a raczej wypakowywała się Elena Gilbert. - zupełnie jak Katerina. - skwitowałem już nieco spokojniejszy. Najwyraźniej przyłapała mnie na spojrzeniu bo uśmiechnęła się przyjaźnie i położyła torbę koło krzesła. Wyglądała jak Petrova, ale ten uśmiech. Szczery, przyjazny. Katherine taka nie była. Nie umiała się tak uśmiechać, przed przemianą owszem, ale widziałem to spojrzenie i uśmiech może z trzy razy w życiu. Potem nie miałem okazji. Podszedłem do tablicy by zapisać swoje imię i nazwisko. Nie zdążyłem nawet sięgnąć po kredę, gdyż na holu usłyszałem bieg i dyszenie. Uśmiechnąłem się pod nosem i nagle drzwi od klasy gwałtownie się otworzyły, mało co nie wypadając przy tym z zawiasów. Odwróciłem się i ujrzałem zdyszaną blondynkę, która patrzyła na mnie wybałuszonymi, o kolorze błękitnego nieba oczami. Może ona zostanie moją nałożnicą? - pomyślałem. 
- Przepraszam za spóźnienie. - wysapała.
Popatrzyłem na nią i jak nauczyciela przystało zacząłem.
-  Zajmij swoje miejsce. - rzuciłem obojętnie lecz gdy przyjrzałem się blond-włosej, od razu wiedziałem że mi się przyda. Była ubrana w letnią, do kolan sukienkę o kolorze jasnego turkusu. Sukienka była prosta, delikatnie pofalowana od pasa w dół. (sukienka) i buty na płaskiej podeszwie o kolorze białym. (buty) Włosy sięgające do ramion nadawały jej oszałamiającego wyglądu. Była idealna.
- Zostaniesz na przerwie.  - dopowiedziałem i wróciłem ponownie do tablicy. Uśmiechnąłem się diabelsko na myśl o moim planie. Podniosłem białą kredę i zapisałem na tablicy "Niklaus Smith", po czym odwróciłem się do klasy. Spojrzałem przelotnie na brunetkę, by zwrócić mój wzrok na klasę.
- Nazywam się Niklaus Smith, ale proszę abyście zwracali się do mnie Klaus. - powiedziałem siląc się na przyjazny uśmiech.  - Na czym skończyliście ostatnią lekcje? - zapytałem, czekając aż ktoś mi odpowie. Wszyscy siedzieli cicho, jakby nie pamiętali co przerabiali. W normalnych okolicznościach, wziąłbym pierwszą lepszą ofiarę i zagroził że wyrwę jej płuco a potem ją rozczłonuje na oczach wszystkich jeśli mi nie odpowie, ale nie mogłem się wydać. Musiałem udawać pieprzonego historyka.
- Lata dwudzieste, proszę pana. - odezwała się po chwili ta sama blond piękność, która wbiegła spóźniona do klasy.
- Nie mówcie do mnie na per pan, po prostu Klaus. - odparłem patrząc na całą klasę, a później na niebieskooką świdrując ją wzrokiem. Przytrzymałem jej spojrzenie przez chwilę a potem znów skierowałem wzrok w stronę całej klasy.
 - Lata dwudzieste... - zacząłem rozmarzony. - To była najlepsza dekada. Jazz, Chaplin, początki kina dźwiękowego.. - Wszyscy słuchali mnie jak z pełnym skupieniem, jakbym użył na nich perswazji grupowej. Opowiadałem im o prohibicji, która wtedy panowała, o tym jak kiedyś się ubierano, o kobietach, które były figlarne, filuterne, o tym, co Ja, jako nauczyciel mogłem im przekazać w czterdzieści pięć minut. Oczywiście musiałem pominąć fakty, takie jak rzezi, polowania, i kolacje w szkarłacie swoich ofiar. Choć ta historia jest równie ciekawa, musiałem to przemilczeć. Nagle usłyszałem szept.
- Bonnie to tylko nauczyciel, a ty rozbierasz go wzrokiem! - dziewczyna szepnęła chichocząc. Wiedziałem już do kogo należy ten głos. To była ta nieznajoma blondynka. Nie tak prędko, moja droga. - pomyślałem uśmiechając się przy tym. Niestety pakowanie nie szło jej tak sprawnie jakby chciała. Gdy wszyscy wyszli ona nadal kłopotała się z wepchnięciem książek do torby. W wampirzym tempie znalazłem się przed jej ławką. Po chwili jej ludzkie, upośledzone zmysły musiały załapać że przed ktoś przed nią stoi. Podniosła niepewnie głowę i uśmiechnęła się skołowana.
Uśmiechnąłem się niezauważalnie i po chwili zadzwonił dzwonek. Wszyscy jak najszybciej potrafili, zaczęli się pakować. Spojrzałem na blond-włosą, której również było gdzieś śpieszno. Zapewne chciała przede mną uciec. -
 - Śpieszno ci gdzieś? - zapytałem grzecznie.
- Ja...umm.....koleżanki na mnie czekają. - zaczęła się tłumaczyć.
- Spokojnie, zaraz będziesz mogła do nich dołączyć. - zapewniłem. Dziewczyna patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Doskonale wiedziałem że jestem nieziemsko przystojny, ale ona i jej zachowanie - to było zabawne, aczkolwiek schlebiało mi. 
- Jak masz na imię, kochanie? - zapytałem grzecznie. Widziałem jak skrzywiła się na "kochanie" ale postanowiła tego nie komentować.
- Caroline Forbes.- odpowiedziała uśmiechając się przyjaźnie.
- A więc, Caroline mogę wiedzieć jaki był powód twojego spóźnienia? - spytałem przyglądając się dziewczynie. Była bardzo ładna, i powinna spełniać moje oczekiwania. Stwierdziłem że przyda mi się.
- Yyy...Ja....zaspałam, a po drodze zapomniałam kilku książek i musiałam się po nie wracać. - zaczęła się tłumaczyć, co dość śmiesznie wyglądało. 
Zakłopotana dziewczyna stała przede mną gestykulując w dość chaotyczny sposób. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w stronę biurka po dziennik. Zaproponowałem jej żeby usiadła. Posłuchała i usiadła kładąc torbę na ziemię. Sprawnym ruchem zgarnąłem dziennik z przed biurka i skierowałem się do blond-włosej, która wydawała się być zestresowana, słyszałem jak głośno przełyka ślinę. 
- Nie masz się czym martwić. - zapewniłem uśmiechając się pocieszająco. 
Jeśli chodzi o udawanie nauczyciela, to do swojej pracy nie mam zastrzeżeń. Całkiem dobrze mi idzie. Gdyby nie te śliczne dziewczyny, które z przyjemnością ofiarowują mi swoją krew, szło by kiepsko. Nie lubię być na głodzie.Wziąłem krzesło odwracając je oparciem do przodu, siadając na przeciw blondynki okrakiem. Położyłem dziennik na ławkę spoglądając spod niego na dziewczynę. Była zaskoczona.
- Coś się stało? - zapytałem zniżając głos do zmysłowego. 
- Niee...Ja...po prostu... - za jąkała się - Pan...jest taki inny, nie zachowuję Pan jak nauczyciel. - odparła patrząc na mnie niepewnie. Cholera! Nie wyglądam jak nauczyciel? 
- Prosiłem Cię, abyś nie mówiła na mnie per Pan. Po prostu Klaus, to mnie postarza. - skarciłem ją wywracając oczami. Blondynka cicho się zaśmiała. - Co masz na myśli mówiąc że nie zachowuję się jak nauczyciel? - spytałem uśmiechając się czarująco.
- Tak, normalnie. Żaden nauczyciel w tej szkole nie usiadłby tak koło ucznia. Nie byłby taki swobodny w swoich ruchach. - odparła uśmiechając się miło. Ta dziewczyna chyba nie miała pojęcia że jest śliczna. Poza tym, jak na dziewczynę w swoim wieku była dość bystra.
- Cóż. - zacząłem powoli. - Uważam że w moim zawodzie trzeba być choć trochę swobodnym, wtedy praca nauczyciela nie jest aż tak uciążliwa. Zwłaszcza kontakty między uczniem a nauczycielem. Powinny być jak najbliższe... - wymruczałem nie znacznie się do niej zbliżając. Słyszałem jak jej serce wali niczym młot. Odsunęła się odchrząkając. Uśmiechnąłem się niewinnie i spojrzałem w dziennik.
- Panno Forbes. - zacząłem oficjalnym tonem. - Z tego co zauważyłem, masz bardzo słabiutkie oceny, kochana. Domyślasz się może czym to jest spowodowane? 
- Nie wiem, nie potrafię się skupić na nauce. Odkąd moi rodzice się rozwiedli i nie mam kontaktu z ojcem to tak jest. Próbuje, staram się, ale mi nie wychodzi! - powiedziała sfrustrowana. Czyżby nie wierzyła w swoje umiejętności?
- Spokojnie, coś na to zaradzimy. - zachęciłem dotykając opuszkami palców jej ramienia. Czułem jak zadrżała pod moim dotykiem.
- Ale zanim to nastąpi, zadam ci kilka pytań. - powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy - Co wiesz o Elenie Gilbert? - zapytałem używając perswazji.
- Jest moją przyjaciółką. Znamy się od dziecka, niedawno dowiedziała się, że jest  adoptowana. Kręci ze Stefanem Salvatore. Jest dla mnie jak siostra, mogę na nią liczyć. Olewa mnie dla Bonnie, jej młodszy brat Jeremy ćpa. Jej rodzice zginęli cztery miesiące temu na Wickery Bridge. - powiedziała na jednym tchu pod wpływem hipnozy. Ach Salvatorowie. Z Kateriną się nie udało, to próbują z kolejnym sobowtórem. Jakież to żałosne. - skwitowałem.
- Dziękuję Ci, bardzo mi pomogłaś. Widzimy się za dwie godziny. -  uśmiechnąłem się i pozwoliłem blond-włosej odejść. Po chwili wyszedłem za nią szukając jakiejś przekąski. Spędziłem kilka minut na chodzeniu po korytarzu w poszukiwaniu zdobyczy. Opłaciło się, bo znalazłem. Była to dziewczyna o kruczoczarnych włosach, zielonych oczach i pełnych malinowych ustach. - Idealny obiad - podsumowałem i ruszyłem w jej stronę.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 1.


Oczami Caroline



Spóźniona wbiegłam do sali jak oparzona. Spojrzałam na chichoczącą Elenę z Bonnie, które przyglądały mi się z wypisanym rozbawieniem i na mężczyznę, który stał przed tablicą. Odwrócił się w moją stronę, a moja buzia momentalnie opadła z wrażenia do samej podłogi. Przy tablicy stał wysoki mężczyzna, miał gdzieś z 180 cm wzrostu. Kręcone włosy o kolorze brudnego blondu i błękitno-szare oczy, które kontrastowały z jego perłowo białą skórą, sprawiały że trudno było go nazwać nauczycielem. Miał również delikatne, aczkolwiek męskie rysy twarzy, a kilku dniowy zarost dodawał mu męskości i lat co tylko potęgowało jego nieziemską urodę. Malinowe, pełne usta prosiły się o pocałunek. - Caroline, to tylko nauczyciel! - skarciłam się w myślach. Nasz nowy historyk miał około dwadzieścia cztery lata. Ubrany był w elegancką czerwoną koszulę, czarną skórzaną kurtkę, ciemne jeansy i czarne lakierki. Gustownie ale prosto. Nie wyglądał na nauczyciela, ale nie mnie to oceniać.
- Zajmij swoje miejsce. - powiedział obojętnie nie zwracając na mnie większej uwagi. Po dłuższym przyjrzeniu mi się, na jego twarzy od razu zagościł duży uśmiech. - Zostaniesz na przerwie. - dopowiedział i wrócił ponownie do tablicy. Mężczyzna miał wyraźny brytyjski akcent, dlatego wszystkie dziewczyny słuchały go jak zaczarowane. Nogi miałam jak z waty. Dlaczego musiałam na niego tak reagować?
Posłusznie usiadłam w ławce koło Eleny rozpakowując się. Po chwili spostrzegłam  karteczkę, którą
napisała brunetka.
"Hihi, zazdroszczę takie spóźnienia, znowu czegoś zapomniałaś?" 
Przewróciłam oczami patrząc karcąco na Elenę. Uśmiechnęła się niewinne jak to zawsze miała w zwyczaju, spoglądając jak zaczarowana na mężczyznę, który po krótkiej wymianie zdań ze mną powrócił do bazgrania czegoś na tablicy. Nie musiałam nic mówić. Od razu wiedziała że znowu zapomniałam czegoś z domu i musiałam w połowie drogi zawrócić. Zdarzało mi się to od początku roku. Na tablicy pokazało się pełne imię i nazwisko. "Niklaus Smith" Dziwne nazwisko, takie przeciętne, zważywszy na jego imię. Odwrócił się do klasy rzucając przelotne spojrzenie na Elenę. To nie było zwykłe spojrzenie. Wyrażało raczej odbicie piłeczki na flirt młodej Gilbert. Ale zrobił to tak niezauważalnie, że ledwo to wyłapałam. Reszta klasy trzymała nos w książkach, dlatego nie zauważyła tej wymiany spojrzeń. Nagle przemówił.
- Nazywam się Niklaus Smith, ale proszę, abyście zwracali się do mnie Klaus. - powiedział uśmiechając się przyjaźnie. W jego oczach można było dostrzec niepokojący błysk. - Na czym skończyliście ostatnią lekcje? - zapytał bez najmniejszego entuzjazmu, zupełnie jak nie nauczyciel, czekając aż ktoś mu odpowie. Wszyscy siedzieli cicho, więc postanowiłam zabrać głos. Chyba po raz pierwszy na lekcji historii.
- Lata dwudzieste, proszę pana. - powiedziałam lekko uśmiechając się. 
- Nie mówcie do mnie na per pan, po prostu Klaus. - upomniał mnie podtrzymując przez chwilę mój wzrok a potem kierując go na całą klasę, zaczął opowiadać. Momentalnie nabrałam rumieńców.
- Lata dwudzieste... - zaczął rozmarzony - To była najlepsza dekada. Jazz, Chaplin, początki kina dźwiękowego, prohibicja..- Mężczyzna zaczął opowiadać jak było w latach dwudziestych. Wszystko omawiał dokładnie, jakby żył w tej dekadzie, co sprawiało że wykład był bardzo fascynujący. Poczułam szturchnięcie i zobaczyłam na stole karteczkę, tylko tym razem od Bonnie. 
"Zapalony historyk, może z chęcią opowie mi coś o druidach?" 
Popatrzyłam na mulatkę, o mało co nie wybuchając śmiechem.
- Bonnie Bennett to tylko nauczyciel, a ty rozbierasz go wzrokiem! - szepnęłam chichocząc. Od razu się zarumieniła i spuściła głowę w książki. Od kiedy robiłam za normalną w naszej paczce? To ja powinnam go podrywać, Elena z nim flirtować, a Bonnie nas upominać. W końcu zadzwonił dzwonek. Lekcja była bardzo ciekawa, chyba tylko ja i kilka chłopców coś z niej wyniosło, bo wszystkie dziewczyny śliniły się na widok blondyna. Pośpiesznie wstałam pakując książki, w nadziei że uniknę spotkania z nim w cztery oczy. Wszyscy wyszli, tylko ja zostałam, bo nie umiałam włożyć cholernych książek do głupiej torby! Ugh! Utrudniały mi to moje kosmetyki i reszta książek. Poczułam lekki podmuch wiatru. Momentalnie wzniosłam oczy ku górze. Przed moją ławką stał we własnej osobie, Klaus. Pomyślałam zrezygnowana "Świetnie!" Uśmiechnął się czarująco i zapytał z brytyjskim akcentem, który sprawiał że nogi miałam jak z waty:
- Śpieszno ci gdzieś? - zapytał grzecznie.
- Ja...umm.....koleżanki na mnie czekają. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Jego głos, wygląd...powalał. Był nieziemsko przystojny, a ja robiłam z siebie idiotkę! Pięknie Caroline, pięknie.
- Spokojnie, zaraz będziesz mogła do nich dołączyć. -zapewnił mnie. Jego brytyjski akcent doprowadzał mnie do szaleństwa. Ale to w końcu nauczyciel. Musiałam przyhamować. Nie wiem co było gorsze, to że na mnie tak działał, czy to, że bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę?
- Jak masz na imię, kochanie? - Zdziwiłam się na jego "kochanie" ale pozostawiłam to bez komentarza i odpowiedziałam na zadane przez niego pytanie. 
- Caroline Forbes. - odpowiedziałam patrząc wprost na niego i nabierając co raz to większych rumieńców.
- A więc, Caroline mogę wiedzieć jaki był powód twojego spóźnienia? - spytał świdrując uważnie mnie wzrokiem. Nie zachowywał się jak nauczyciel, raczej jak flirtujący facet. Nie mogłam mu tego wygarnąć bo miałabym na pieńku z nowym nauczycielem, a tego nie chciałam.
- Yyy...Ja....zaspałam, a po drodze zapomniałam kilku książek i musiałam się wracać. - jąkając się odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 
Zaśmiał się pod nosem dalej uśmiechając się czarująco. Bez słowa ruszył do biurka po dziennik z moimi ocenami. Idąc powiedział żebym usiadła. Tak też zrobiłam.

____________________________________________________________________
Witajcie! O mój Boże! Tak się ciesze że ktoś czyta moje chore wymysły! :D. Naprawdę, jestem wniebowzięta. Zwłaszcza że komentujecie, co dla mnie jest bardzo ważne. Zależy mi na szczerej opinii. Chcę wiedzieć co robię źle, a co dobrze, w ten sposób ucząc się i doskonaląc swoje (żałosne) umiejętności. 
Dziękuje wam, że jesteście ze mną tutaj, i na moim drugim blogu. Nie wiem co bym bez was zrobiła! Piszcie swoje opinie, konstruktywną krytykę w komentarzach. Postaram się wszystko przyjąć "na klatę" :). Komentujcie, liczę na wsparcie w dalszym pisaniu! Pozdrawiam i Wesołych świąt życzę!  

czwartek, 10 kwietnia 2014

Prolog.

Oczami Caroline


Zawsze marzyłam by osiągnąć coś więcej. Chcę wyrwać się z małego miasteczka jakim jest Mystic Falls. Chcę również spokojnie ukończyć liceum, zacząć studiować i osiągnąć coś. Ale wszystko ostatnimi czasy się pokomplikowało. Moje oceny, mam najgorszą średnią w całym liceum, co do mnie jest niepodobne, gdyż zawsze uczyłam się najlepiej. Psycholog szkolny uważa, że to przez rozwód rodziców, który miał miejsce trzy lata temu. Mam same jedynki, gdyby nie moja mama szeryf to już dawno bym powtarzała rok. Dzięki jej znajomością, udaje jej się udobruchać nauczycieli, nie dając im mandatów za przekroczenie prędkości, czy za złe parkowanie. W zamian za moje dobre oceny. Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko było normalne. Szkoła, dom,  przyjaciele, imprezy. Aż do czasu, gdy w Mystic Falls zaczęły pojawiać się dziwne ataki zwierząt na ludzi. Gardła poszarpane, ciała wyssane z krwi...Wszyscy boją się wychodzić z domów bo myślą że to zwierzę zaatakuję ich bliskich. Nawet ognisko, które miało urządzone być w lesie zostało odwołane, bo rada nauczycieli i rodziców zdecydowała się nie narażać swoich dzieci na atak ze strony tego czegoś. Nikt nie czuję się tutaj bezpiecznie, wszyscy chodzą z gazem pieprzowym i pistoletami, każdy ogląda się za siebie. We wrześniu  w naszej szkole pojawił się nowy chłopak, Stefan Salvatore. Obiecałam sobie że go poderwę, ale on nawet nie jest mną zainteresowany. Zawsze gdy chcę z nim porozmawiać, poflirtować zbywa mnie mówiąc że śpieszy się do domu. Ugh! Jest nieziemsko przystojny. Blondyn, dobrze zbudowany, o ślicznych szmaragdowych, przenikających cię na wskroś oczach, Ideał! Który musiał zainteresować się moją przyjaciółką, Eleną. A może to nawet lepiej? W wakacje straciła rodziców, i gdyby nie cud  też by tam zginęła. Przyda jej się ktoś, komu będzie mogła się wyżalić,  kto będzie ją wspierał. Oczywiście miała Bonnie, Mnie. Zależy mi na jej szczęściu, dlatego uważam że jeśli ona jest szczęśliwa, to ja i też będę. Przynajmniej tak to sobie wmawiam. Ale to nie znaczy że należy jej się wszystko! Nie jesteśmy ze sobą dość blisko. To zawsze, była Bonnie. Bolało mnie to, bo zaczęło między na mi się psuć. Ostatnio mam ważniejsze sprawy na głowie niż przejmowanie się takimi głupotami, a mianowicie przygotowania do miss Mystic Falls. Chcę nią zostać, tak bardzo o tym marzę. Ale i tak nie mam szans, jurorzy wybiorą Elenę, dlatego że jej matka była bardzo zaangażowana we wszystkich wydarzeniach. A gdy umarła, pieczę tę spadło na Elenę. Dlatego ona wygra, przez współczucie. Wszystkie kobiety w mojej rodzinie wygrywały. Oprócz mojej matki, nigdy nie lubiła się stroić, a miss Mystic Falls uważała za puste lalki. Liczyła się tylko praca w policji. Przez to co raz bardziej  oddalamy  się od siebie i żadna z nas nie dąży do tego by to zmienić. Poza tym, prawdopodobnie zwierzę, które przybyło do Mystic Falls zabiło naszego nauczyciela od historii. Pana Tanner'a. Nikt go nie lubił, wyżywał się uczniach , ale każdy i tak jest wstrząśnięty całym zajściem. Dzisiaj mieliśmy mieć lekcje  historii z nowym nauczycielem. Wszyscy byli ciekawi jak wygląda. Bonnie ma nadzieję  że będzie to niesamowicie przystojne ciacho, które będzie miało dużą wiedzę o druidach. Elena, myśli podobnie do Bon Bon ale zostawała tylko przy pierwszym. A ja? Ja miałam nadzieję że będzie ciachem, że będzie lepszy od Tannera i że będę miała dobre oceny. Bałam się historii. Wszyscy, którzy mieli lekcje z Tannerem bali się panicznie przychodzić na jego lekcje. Przy pierwszej lepszej okazji wyśmiewał się z nas, poniżał przy wszystkich, dawał wyraźnie do zrozumienia że jesteśmy żałośni. Uważam że należało mu się, tak jak większość. Wszyscy mają na dzieję na to, że nasz nowy nauczyciel będzie o niebo lepszy. Wszyscy mają nadzieję, że ten rok będzie naszym nowym, lepszym startem, który wpłynie na różne czynniki. By ten rok był pełen miłości, nowych przyjaźni, wspomnień, które zostaną z nami na zawsze...


_________________________________________________________________________________
Witajcie! Oto mój prolog, który miał się ukazać nie wiadomo kiedy, ale wzięłam się w garść i dodałam go dzisiaj :). Prawdę mówiąc to nawet nie wiem, kiedy zamierzałam go opublikować.. Zapraszam do komentowania, potrzebuję duuuużo motywacji, kochani! Liczę na was.

Obserwatorzy

Szablon