Witajcie! Rozdział byłby kilka godzin wstecz, ale rozpisałam się z koleżanką, która ma takie same upodobania co ja, nie tylko TVD i chciała mi się oświadczyć....XD Wiem jak dziwnie to brzmi, dlatego nie wnikajcie :D. KOMENTUJCIE I PISZCIE SWOJE SZCZERE OPINIE! :)
Oczami Caroline
- Wiesz że to nie ładnie się tak zakradać? I to do domu szeryfa? Życie Ci nie miłe? - szepnęłam przestraszona cofając się do tyłu.
- Co może zrobić mi twoja matka? Postrzelić? Kulę wyjmę, rana się zrośnie. Jestem nieśmiertelny Caroline. - zaczął kpiącym, aczkolwiek zmysłowym głosem, robiąc małe kroczki w moją stronę. - Nie musisz się mnie obawiać, moja droga. Owszem, mam wobec ciebie pewne plany, ale wiążą się one z czystą przyjemnością. Dla nas obojga. - powiedział wymownie puszczając mi oczko.
- Jak śmiesz?! Kim, a raczej czym jesteś i co sobie do cholery wyobrażasz?!! - emocje wzięły górę i mówiąc to ciszej niż przedtem, mój głos nienaturalnie zacinał się, próbowałam wykrzesać z siebie odrobinę odwagi, ale ulotniła się tak samo łatwo i szybko jak się pojawiła.
- Dowiesz się tego niebawem, kochana. Teraz lepiej mi powiedz, czy przemyślałaś moją propozycję? - zapytał, a ja dopiero spostrzegłam że metry, które nas dzieliły, zamieniły się w niebezpieczne centymetry. Przybliżył się jeszcze bardziej, dzięki czemu mogłam dostrzec w jego szaro-niebieskich oczach niebezpieczne iskierki.
- Czego ty ode mnie chcesz? - wyszeptałam niemal piskliwym głosem. Bałam się jak nigdy.
- Oh. - westchnął zrezygnowany mężczyzna. - Myślałem że blond-włosy w twoim przypadku to tylko kolor. Mówiąc "spełniaj moje zachcianki przez trzy miesiące" miałem na myśli to, abyś oddawała mi się w zamian za poprawianie ocen. - odparł lekkim tonem głosu. Jak by to było dla niego najzwyczajniej w świecie normalne. Zignorowałam fakt, że obraził mnie, nazywając mnie "pustą blondynką". Może nie prosto z mostu, ale nie byłam na tyle głupia by nie zrozumieć tej aluzji. Nie wiedziałam jak się mam czuć. Urażona, przestraszona do szpiku kości, czy porządnie wyprowadzona z równowagi? Targało mną wiele sprzecznych emocji.
- Ty jesteś chory! Czy ja wyglądam na jakąś licealną dziwkę, która pieprzy się z kim popadnie, aby poprawić oceny!? - wykrzyczałam mu w twarz. Jego bliskość już mnie nie onieśmielała. Teraz byłam wyprowadzona z równowagi. A każdy, kto znał Caroline Forbes, wiedział jak to się kończy.
- Moja droga, po co te wulgaryzmy. - zaczął dotykając koniuszkami palców mojego policzka. Stanęłam jak wryta bez możliwości poruszenia się. Wstrzymałam oddech, czując, jak jego chude palce zostawiają po sobie ślad na mojej rozpalonej, przez jego dotyk skórze. Założył za ucho mój niesforny kosmyk blond włosów, przyglądając mi się przy tym badawczo. - Nie jesteś dziwką, tylko ładną, dziewczyną w potrzebie. Caroline, kochana, wyciągam do ciebie pomocną dłoń, dlaczego nie chcesz jej przyjąć? - zapytał szeptem z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W jego oczach można było dostrzec nieme pytanie. Brak tlenu w płucach dał o sobie znać. Zaczerpnęłam nie wielki haust powietrza zamykając przy tym oczy i mając cichą nadzieję, że gdy je zamknę, wszystko zniknie, a ja obudzę się zalana potem. Niestety, osoba której się obawiałam, stała przede mną, oczekując mojej odpowiedzi.
- Mam swoją godność. Nie sypiam z pierwszym lepszym. - siląc się na odważniejszy ton głosu, zadarłam głowę tak, by móc spojrzeć mu w oczy. Moja odwaga powoli wracała, niestety gorzej było z moim ciałem. Wciąż stałam jak słup, nie mogąc ruszyć żadną kończyną. Klaus widząc moja postawę cofnął dłoń, lecz nie cofnął się. Wciąż stał niebezpiecznie blisko, przypatrując mi się uważnie.
- Kochanie, Ja, nie jestem pierwszym lepszym. Ja, jestem tym jedynym. - odparł uśmiechając się przy tym szelmowsko. Zamurowało mnie.
- Że co proszę? Czy ja mam gdzieś napisane że należę do ciebie?! Jesteś psychicznie chory! - wykrzyczałam mu twarz nie zważając na sytuacje, w której byliśmy kilka chwil temu.
- Kochana, pamiętaj że jeśli tylko zechcę, będziesz moja. Zostaje w tej dziurze na dłużej, dlatego nie chcę niczego przyśpieszać. Nie chcę Cię posiąść od razu, rozkoszuję się podchodami. Aczkolwiek nie ukrywam, że sprawia mi to co raz to większą trudność... - ostatnie słowa wyszeptał filuternie, zbliżając swoją twarz do mojego ucha. Poczułam jego dłoń na szyi. Muskał ją opuszkami palców. Ponownie przymykając powieki wstrzymałam oddech. Myślałam że zaraz zemdleje. Jego dotyk.. wyzwalał we mnie tyle emocji...otumaniał. Jego specyficzny, brytyjski akcent, sprawiał, że moje nogi odmawiały posłuszeństwa.
- Gnij w piekle - wycedziłam przez zęby. Ręka blondyna na mojej szyi zastygła. Przełknęłam głośno ślinę. No to nieźle, rozwścieczyłaś psychopatę, śmiało możesz pożegnać się z życiem! - skarciłam się w duchu za swoją bezmyślność. Jak mogłam być taka głupia? Ten facet jest psychicznie chory, na dodatek nie wydaję się być człowiekiem...a ja go od tak mieszam z błotem! Zabrał rękę z mojej szyi i odsunął się ode mnie nieznacznie. O dziwo, nie patrzył na mnie spojrzeniem pełnym agresji, żądzy mordu. Uśmiechał się... ale w tym uśmiechu nie było za grosz ciepła, to był diabelski uśmieszek, mówiący: "W piekle już byłem, teraz chcę się zabawić" Przełknęłam po raz kolejny głośno ślinę. W co on gra?
- Przemyśl proszę, moją propozycję. Nie masz się czego obawiać. - zapewnił mnie akcentując przy tym każdy wyraz. Kolana miałam jak z waty, ale nie chciałam tego okazać, nie chciałam, żeby wiedział jak działa na mnie jego brytyjski akcent, dotyk, spojrzenie. Wtedy byłabym na przegranej pozycji.
- Dobranoc, najdroższa. Do zobaczenia jutro w szkole, na dwóch historiach, tak? - wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnął się szeroko spoglądając mi w oczy. Cholera, zapomniałam. Dwie historie! Tylko nie to! Spojrzałam na niego, a jego sylwetka w mgnieniu oka rozpłynęła się w powietrzu. Odskoczyłam przerażona, spostrzegając, że przede mną nikogo nie ma. Biegiem ruszyłam do domu zatrzaskując przy tym drzwi. Roztrzęsiona zdjęłam buty, rzucając je niedbale w przedpokoju i wbiegłam po schodach na górę. Bezpieczna w swoim pokoju, odetchnęłam głośno i głęboko. Dziwny ból w brzuchu zniknął, jak ręką odjął. Podeszłam do szafy i drżącym ruchem wyjęłam z niej piżamę. Skierowałam się do łazienki by skorzystać z toalety i wziąć porządny, długi, a przede wszystkim relaksujący mnie prysznic. Gdy wyszłam z dusznej łazienki ubrana w szorty, bluzkę z krótkim rękawem i mokrymi włosami, usiadłam na łóżku biorąc do ręki telefon. Zero nowych wiadomości. Skrzywiłam się na samą myśl o jutrzejszym dniu. Nie wiem jak go przeżyje. Może schowam się w ubikacji? Skoro jest mężczyzną, albo czymś co ma go przypominać, to musi być na tyle moralny, by nie wchodzić do damskiej toalety pełnej nastolatek. Albo nie przyjdę do szkoły? Powiem mamie że brzuch mnie bolał?Westchnęłam. Położyłam się na łóżku szczelnie przykrywając się kołdrą. Zamknęłam oczy próbując zasnąć i nie myśleć o tym co zaszło kilkanaście minut temu i zajdzie jutro. Z resztą, sama nie wiedziałam co mnie jutrzejszego dnia czeka. W środku cała dygotałam jak i na zewnątrz. Wzięłam uspokajający wdech i wydech, po czym odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Oczami Klausa
Będąc już w rezydencji, rozmyślałem o zaistniałej sytuacji. Słodka Caroline, zaprzątała moją głowę w każdym calu. Mimo iż jest nędznym człowiekiem, jest waleczna, ma niewyparzony język, lecz przede wszystkim jest piękna jak na swój młody wiek.
Młoda, o blond lokowanych włosach dziewczyna, i pięknych, przypominających kolor letniego nieba oczach. Mógłbym ją szkicować godzinami. Moje ciało natychmiast zareagowało na wspomnienie o blond-włosej. Przechyliłem szklankę z bourbonem w środku, sprawiając że trunek wlał się do mojego gardła, wyznaczając przy tym palącą ścieżkę. Siedząc w ulubionym fotelu chwyciłem za swój szkicownik, by móc przelać falę pożądania na papier. Po kilku minutach, na kartce zaczął pojawiać się zarys delikatnej, chudej sylwetki. Długie, chude nogi, jędrne, pełne piersi, i blond włosy, opadające kaskadą na łopatki. Delikatny uśmiech, nieśmiałe spojrzenie, rumieńce, i błysk w oczach. Tak widziałem Caroline. Odłożyłem szkicownik na etażerkę obok, aby móc nalać sobie alkohol. Moja znajoma czarownica miała przyjechać równo za dwa tygodnie, kamień księżycowy dostarczy mi mój drogi przyjaciel - David, jedyną kwestią pozostał doppelganger. Mam cały miesiąc, do zdjęcia klątwy. Przyjechałem wcześniej, by móc rozeznać się w terenie i dowiedzieć się czegoś o Elenie. Co 500 lat, odbywa się zjawisko równonocy jesiennej. Jest to moment, przecięcia przez Słońce równika niebieskiego, w trakcie jego wędrówki ekliptyce z półkuli północnej na półkulę południową. W tym roku, owa równonoc, będzie mieć miejsce w październiku. Czarownica z najpotężniejszego rodu - Rodu Bennettów może zdjąć urok. Jej moc przybierze na sile, by mogła odprawić rytuał. Wtedy będę mieszańcem. Połączeniem wampira z genem wilkołaczym, który został uśpiony przez moją matkę - Esther. Będę mógł tworzyć armie posłusznych mi hybryd, dzięki czemu będę nietykalny, przez to żaden kołek z białego dębu nie będzie mógł mnie zabić. Wiecznie przystojny i nieśmiertelny. Przez cały pobyt tutaj, będę musiał uważać na Katherine. Pozwolę jej się nacieszyć kilkoma dniami wolności, po czym ją złapię. A później...zastanowię się jak ją ukarać. Mam okrągły miesiąc. Do tego czasu, będę musiał sprawdzić, czy rzeczywiście uczę wiedźmę Bennett, czy tylko zwykłą dziewczynę o podobnym nazwisku.