piątek, 14 listopada 2014

POWRÓT.


W KOŃCU. W KOŃCU WRACAM NA STARE ŚMIECI!!!
Nie wiem czy wchodziliście na this kind of love never dies, ale zamierzam pisać ten blog od nowa. Dzisiaj nie mając internetu, postanowiłam również zrobić tak samo jak z tym. Pojawi się kilka zmian, rozdziały mam nadzieję, będą czytelniejsze i tak dalej. Za chwilę dodam prolog i przepraszam was, że zrobiłam was w *uja, jak ktoś napisał w komentarzach. Sama siebie zrobiłam w ciula, ale nieważne. Przepraszam was najmocniej ;_;


I fooled myself again. wybaczcie. 
Niemniej przeczytałam rozdziały mimo, iż nie gustuje już w hetero opkach *nie wiedzieć czemu znudziły mnie* i jeśli kiedykolwiek jakimś cudem znajdziecie na wattpadzie albo ao3 foka podobnego do tego lub tamtego drugiego z That kind of love... to albo ktoś ode mnie pojebalo pomysł, albo autentycznie to ja. oby to drugie.

niedziela, 6 lipca 2014

INFO

KOCHANI!  WRACAM DO WAS NA POCZĄTKU SIERPNIA. SPRAWY SIĘ POKOMPLIKOWAŁY; USUNĄŁ MI SIĘ DOKUMENT, W KTÓRYM PISAŁAM OPOWIADANIE NA TYM BLOGU I DRUGIM O KLAROLINE. :CCCCC A miałam już przyszykowane po DWA ROZDZIAŁY!!! Dlatego pokażę się dopiero w sierpniu. Przepraszam.

sobota, 21 czerwca 2014

WAŻNE, PRZECZYTAJ! "GDZIE JEST ROZDZIAŁ?! DLACZEGO NIE DODAŁAŚ NOWEGO ROZDZIAŁU ;C?!?!?"

HEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEY! Wam! 


Heey! 

Nie będę Was po raz setny przepraszać, choć powinnam klękać na kolanach i błagać o przebaczenie. Jest mi strasznie głupio, że zaniedbałam blogi, a przybyło was już tyle, że hoho! I WCIĄŻ PRZYBYWA! Na wszystkich moich blogach was przybywa, noo, może z wyjątkiem jednego ;c Postaram się podciągnąć z rozdziałami, bo przez ten czas nie obijałam się, a raczej pisałam. Poprawiłam się(chyba) i być może coś tam zobaczycie czytając. Dobrą informacją, z jaką do was po takiej długiej przerwie przychodzę, to to, że daję wam znać iż Szanowna pani Lauren żyję (szok, prawda? :o) i że nie zawiesza blogów. Zdała matematykę i w szkolę ma luz, przez co rozdziały na blogach powinny za niedługo się pojawić. Bardzo lubię tego bloga. TO JEDYNY BLOG, którego fabułę napisałam w ZESZYCIE, na lekcji religii. :D Więc brawa dla mnie i dla was że to czytacie. JESTEM OGROMNIE ZASKOCZONA, bo blog pnie się w górę szybciej niż przypuszczałam i szybciej, niż mój pierwszy. Jestem mega szczęśliwa :D Kooooocham was jak Klausa kocha Caroline! <3 Jesteście wspaniali. Co do planu Klausa....Cóż, myślałam że w już trzecim czy czwartym rozdziale będzie +18, ale tak to pociągnęłam, że historia wydaję się iść tak: "OO! Ona jest ładna, jestem pierwotnym wampirem, wkrótce hybrydą, zaciągnę ją do łóżka bo jest piękna i wyjątkowa, będzie robić to co jej każę, aby poprawić oceny....ALE NIE! ONA JEST WYJĄTKOWA NIE MOGĘ JEJ TEGO ZROBIĆ, nie jestem AŻ takim potworem, chyba coś do niej zaczynam czuć, ale wciąż chcę ją w łóżku, ale dopiero wtedy gdy ona też coś do mnie poczuję.."
I to mi się nie podoba. Nie tak miało być. Miało być tak: "Jestem Klaus Mikaelson, pierwotny wampir bez uczuć, psychopata i tak dalej, Caroline jest piękna, mam zamiar zrobić z niej nałożnice, dopóki nie złamię klątwy słońca i księżyca." - COŚ W TEN DESEŃ. 
ALE NIE! ;-; I mam dylemat. Jak mam pisać? W którą "stronę" to ma pójść? Osobiście wolę to drugą opcje/stronę/nieważne, ale do Was należy decyzja. Chyba że na coś wpadnę i sama wybiorę, ale teraz wybór należy do was. PISZCIE W KOMENTARZACH.


DODATKOWO ZROBIĘ ANKIETĘ, ALBO POSTARAM SIĘ ZROBIĆ! LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE, AND DYSKUSJE, ABYM WIEDZIAŁA CO MAM ROBIĆ/WYBRAĆ. :)

poniedziałek, 26 maja 2014

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 8.

WYBACZCIE ŻE KRÓTKO, ALE TEN ROZDZIAŁ JEST WSTĘPEM, POCZĄTKIEM CZY CZYMŚ TAM DO DŁUŻSZYCH ROZDZIAŁÓW Z WIĘKSZĄ AKCJĄ. (MAM NADZIEJĘ) DLATEGO I MIĘDZY INNYMI NIE GNIEWAJCIE SIĘ, ŻE MUSIELIŚCIE TYLE CZEKAĆ NA TAKIE BADZIEWIE, ALE OBIECUJE ŻE GDY WSZYSTKO W SZKOLE SIĘ USTABILIZUJE TO SIĘ POPRAWIE. ;) No więc LICZĘ NA LAWINĘ KOMENTARZY. POD ROZDZIAŁEM 6 BYŁO AŻ 12 !?!? :0 STRASZNIE DUŻO :) DZIĘKUJE! Dlatego mam nadzieję, że co raz więcej osób, podzieli się ze mną swoją opinią, na temat mojego opowiadania! ;> 


Oczami Caroline


Wybiegłam z łazienki i skierowałam się w stronę głównego wyjścia. Miałam uważać! Gdybym go nie powstrzymała, Bóg jeden wie co mogłoby się tam wydarzyć! Biegłam nie oglądając się za siebie. Gdy dobiegłam do drzwi, przed ich otworzeniem powstrzymał mnie głos z brytyjskim akcentem. Cholera - zaklęłam w myślach.
- Kochanie, mam nadzieję że nie zamierzasz opuszczać lekcji? Przecież masz jeszcze dwie historie, a uciekanie w twoim przypadku wcale nie polepszy sytuacji. - usłyszałam za sobą sarkastyczny głos mężczyzny, który jeszcze chwile temu napastował mnie w damskiej ubikacji! Przełknęłam głośno ślinę, po czym pociągnęłam za klamkę i wyszłam z budynku. Poczułam natychmiastową ulgę. Wolniejszym już krokiem skierowałam się do auta i odjechałam z parkingu w stronę domu. Gdy wyjeżdżałam, wydawało mi się że widziałam tego faceta. Patrzył na mnie groźnym spojrzeniem. Wręcz rzucał piorunami. To pewnie tylko zwidy. Bałam się tego czegoś, to teraz zaczynam mieć omamy. Gdy dojechałam do domu, pierwsze co zrobiłam to skierowałam się do kuchni. Byłam strasznie głodna, a w szkole nie zdążyłam zjeść lunchu. Zrobiłam sobie grzanki z serem w mikrofali i poszłam do salonu. Zaczęłam oglądać jakiś serial i nim spostrzegłam, była godzina 12:30. W tym samym czasie usłyszałam dzwonek telefonu. Ktoś do mnie dzwonił. Poderwałam się z kanapy i pobiegłam do kuchni po telefon. Nieznany numer. Zawahałam się, ale postanowiłam odebrać.
- Halo? 
- Witaj, kochana. - przywitał mnie dobrze znany, pogodny ton głosu mężczyzny, którego obawiałam się bardziej niż ognia. Przed którym uciekałam pół godziny temu!
- Skąd masz mój numer telefonu? - zapytałam cedząc przez zęby każdy wyraz. Moje serce biło jak oszalałe. Skąd ma mój numer!?
- Nie złość się, kochanie. Dzwonię jako nauczyciel. Chciałem się dowiedzieć dlaczego nie ma Cię w szkole. Wiesz że to nie ładnie tak uciekać z lekcji? - pytał retorycznie. Wiedziałam że szczerzy się do słuchawki telefonu, przez co denerwował mnie jeszcze bardziej i miałam ochotę go przez to zabić.
- Przestań mnie prześladować! Znajdź sobie inną blondynkę! - wykrzyczałam i nie czekając na odzew mężczyzny rozłączyłam się.
Pobiegłam schodami do pokoju i trzasnęłam drzwiami. Czy on da mi kiedyś spokój?! Nie dość że jest jakimś pieprzonym wampirem, albo przynajmniej za takiego się uważa, to jeszcze mnie prześladuję! Ugh! Chodziłam roztargniona po pokoju w tą i we w te. Musiał być jakiś sposób żeby się ode mnie odczepił. Po chwili doszłam do jednego wniosku. Zazdrość! Zacznę spotykać się z jakimś chłopakiem z mojej szkoły, przez co Klaus będzie zazdrosny i odpuści. Genialnie! Pełna nadziei i podekscytowania zbiegłam schodami na dół by napisać smsa do mamy. Musiałam sobie załatwić nową kartę do telefonu. Po wysłaniu smsa, napisałam kolejnego, tym razem do Eleny.
"Elena! Hej, wiesz może czy Matt ma dziewczynę? Dowiedz się jak najszybciej i daj znać za godzinę. Wszystko ze mną w porządku nie musicie się z Bonnie martwić. Źle się poczułam i poszłam do domu."

Musiałam powoli zacząć wcielać mój plan w życie. Z Mattem znaliśmy się od dziecka. Ja, Elena, Bonnie, Matt byliśmy zgraną paczką, dlatego trochę dziwnie mi było zacząć go podrywać. Ale to był jedyny sposób, żeby ten dupek - Klaus się ode mnie odczepił. A jeśli to nic nie da. Zmieniam szkołę. W Mystic Falls jest tylko jedno liceum, dlatego będę musiała dojeżdżać do sąsiedniego miasteczka. Trudno. Przeboleję to jakoś. Wolę to niż psychopatę udającego nauczyciela, uważającego się za wampira, który gwałci mnie wzrokiem i marzy tylko o jednym!

czwartek, 22 maja 2014

NOWY ROZDZIAŁ!?

Kochani, nowy rozdział powinien pojawić się 25 maja! Wybaczcie że tak długo! Do zobaczenia i mam nadzieję że nie zapomnieliście o moim blogu! ;) 

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 7.

Heeeej wam! Wybaczcie że tak długo nie dodawałam i że tak krótko, ale szkoła, poprawianie ocen i te sprawy. Sami wiecie. Eh..Rozdział króciutki, ale następny będzie dłuższy, obiecuję. Jutro zaczyna się weekend, dlatego postaram się coś napisać tutaj i na this kind :) Zdradzę wam, że rozdział na tkolnd będzie z deka emocjonujący xD Hahah jaki skrót "tkolnd" No nic, nie przynudzam, miłego czytania!


Oczami Klausa



- Nie dramatyzuj.  - zaśmiałem się na słowa blondynki. - Powiedz mi lepiej, dlaczego tak się przejęłaś godziną. - zapytałem wymijająco opierając się o ścianę i przyglądając się blondynce badawczo.
Westchnęła mrożąc mnie po chwili wzrokiem.
- Nie będę Ci się spowiadać. - wycedziła przez zęby.

- Caroline. - wypowiedziałem jej imię akcentując przy tym każdą literę. Dzięki mojemu brytyjskiemu akcentowi, dziewczyna zmiękła, ponownie wdychając powietrze do płuc.
- Będę mieć nieobecność. - odpowiedziała nieco łagodniejszym tonem głosu.
- Tylko o to Ci chodzi? O głupią nieobecność na lekcji? - zapytałem kpiąco. Robić takie wielkie halo o głupią nieusprawiedliwioną godzinę...
- Jak zauważyłeś, jestem zagrożona, a godzina nieusprawiedliwiona wcale nie pomaga w podwyższeniu średniej. - tłumacząc skrzyżowała ręce na piersiach, po czym tak samo jak ja oparła się o kafelkowaną ścianę.
- Mogę Ci pomóc. Poproszę miło panią Gates, aby nie wpisywała Ci nieobecności, mogę ją nawet nakłonić do tego, by uwierzyła że przez cały ten czas byłaś w klasie. - odparłem niby od niechcenia obdarzając blondynkę tajemniczym spojrzeniem. Popatrzyła na mnie zdziwiona, jakby nie wierzyła w to co usłyszała.
- Jak chcesz to zrobić? Poza tym, reszta widziała że nie ma mnie w klasie. - powiedziała zrezygnowana.
- Kochanie, teraz to mnie obraziłaś. Wątpisz w moje umiejętności? - zapytałem łapiąc się przy tym teatralnie za serce i robiąc minę urażonego jej słowami.
- Dobra, mam dość. - powiedziała wzdychając i łapiąc się za czoło. Podeszła do umywalek, które były wbudowane w kafelkowy blat i usiadła na nim. - Po pierwsze, czego ty ode mnie chcesz, co? Nie rozmawiasz ze mną nie jak nauczyciel, tylko jak mój rówieśnik, nachodzisz mnie, proponujesz nie wiadomo co! A teraz chcesz mi pomóc! - zaczynając łagodnie, skończyła na podwyższonym tonie głosu, wymachując przy tym rękoma. Zdenerwowała się. Jej policzki zaszły delikatną, ledwo zauważalna dla ludzkiego oka czerwienią. Uśmiechnąłem się na słowa blondynki. Skoro i tak wymażę jej pamięć, to dlaczego mam jej nie powiedzieć? I tak nie uwierzy.
- Oh, Caroline. - zaśmiałem się patrząc na blondynkę. Jest taka inna. Wyjątkowa. Nie jest jak reszta przeciętnych nastolatek. Ma w sobie "to coś". Jest mądra, spostrzegawcza, pełna światła...
- Na prawdę chcesz poznać prawdę? - zapytałem chcąc się upewnić, czy dziewczyna rzeczywiście chcę wkroczyć do tego mrocznego świata. Ludzie myślą że w mroku nic nie ma. A tak na prawdę jest. Dużo. Wampiry, wilkołaki, duchy i inne stwory, które czyhają, aby zaspokoić swoje żądze w postaci głodu, czy też zwykłej nudy.
- Tak. Chcę wiedzieć. - odparła zdeterminowana. Ta dziewczyna była niesamowita. Była niesamowicie uparta...
- Wierzysz w istnienie wampirów? - zapytałem retorycznie czekając na jej reakcje. Dziewczyna siedziała w osłupieniu patrząc na mnie jak na wariata. Wiedziałem że tak będzie. - westchnąłem.
- Chcesz mi powiedzieć, że Saga Zmierzch to prawda? - zapytała nagle ożywiona. Nie wytrzymałem i wybuchłem niekontrolowanym śmiechem.
- Kochanie, "Zmierzch" o którym mówisz, jest czystą fikcją literacką. - odpowiedziałem po chwili. - Prawdziwe wampiry piją ludzką krew, zabijając przy tym ludzi. Popadają w nałóg krwi, zabijając przy tym setki takich jak ty. Są wampiry, które piją zwierzęca krew, aby nie krzywdzić ludzi. Nazywamy je "wampirami moralnymi", to takie, które po przez picie zwierzęcej krwi, lub też z tej z torebek, wmawiają sobie że nie są gorsze od tych, co pijają ludzką. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Nie błyszczymy na słońcu, tylko się palimy. Aby nie spłonąć, musimy nosić specjalne talizmany z kamieniem lapis lazulli, wykonane przez wiedźmy. Mogą to być łańcuszki, pierścionki, naszyjniki, kolczyki. Wszystko. Byle byś to nosiła na sobie. - dziewczyna patrzyła na mnie uważnie, chłonąc każde moje słowo.
- A ty? Gdzie masz swój pierścień, wisior, czy co tam jeszcze? - zapytała po chwili ciszy.
- Nie wspomniałem o jeszcze jednej, istotnej rzeczy. Wampiry powstały dzięki czarownicom. Dawno temu, czarownica o imieniu Esther, poprosiła swoją znajomą, również czarownicę Ayanne, by ta zamieniła ich dzieci w wampiry, w ten sposób chroniąc je przed wilkołakami, które nie potrafiły kontrolować swoich przemian. Okazało się że żądza mordu była silniejsza. Popadli w nałóg, o którym już wspomniałem. Stali się potworami. Ich ojciec, Mikael razem z matką, postanowili je zabić, bo uważali że nikt nie może żyć wiecznie. I tak o to, piątka dzieci przez dwa tysiące lat, podróżowała po całym świecie, uciekając przed swoim ojcem i przy okazji zmieniając ludzi w nieumarłych. Tak o to zostały stworzone wampiry. A jak dobrze wiesz, wampir zmieniony przez wampira, zmieniał inne, dzięki czemu nie wyginęliśmy i przetrwaliśmy do dzisiaj.
- Co to za rodzice? Najpierw zamieniają Cię w krwiożerczą bestię, aby w ten sposób móc Cię ochronić przed wilkołakami, a później chcą Cię zabić, bo twierdzą, że nikt nie może żyć wiecznie?! To chore! - wykrzyczała zdenerwowana. Nie sądziłem że tak dobrze to wszystko przyjmie, ba! Nawet nie sądziłem że się przejmie.
- Wracając do mojego pytania. Gdzie masz amulet chroniący przed spaleniem? Nie boisz się że się upieczesz? 
- Caroline, Ja nie potrzebuję takich amuletów. - odparłem uśmiechając się zawadiacko.
- Chwila. Jeśli ty nie potrzebujesz amuletu....to.. - dziewczyna po chwili myślenia w ciszy przełknęła głośno ślinę patrząc na mnie dużymi, przestraszonymi oczyma. Bała się.
- Ile ty masz lat? - zapytała szepcząc. Jej puls przyśpieszył tak samo jak oddech.
- Cóż, około tysiąca-dziewięciuset. - powiedziałem lekko. Może to duża liczba, ale na mnie nie robiła już takiego dużego wrażenia.
- O mój Boże! -  pisnęła wystraszona. - Poważnie?! Nie, robisz sobie ze mnie żarty! Wychodzę! Czuję się jak Bella ze Zmierzchu!! - warknęła wściekła i biorąc torbę skierowała się ku wyjściu.
W wampirzym tempie zagrodziłem drogę dziewczynie. Nie mogłem pozwolić na to, aby zdradziła to co jej powiedziałem. Poza tym, od kiedy ja się zwierzam jakiejś śmiertelniczce?! Co ze mną nie tak? I to pojawiał się problem. Ona nie jest jakaś. Ona jest wyjątkowa.. Taka inna. Ale mimo to, ze mną rzeczywiście działo się coś niedobrego..
- Myślisz że Cię stąd wypuszczę, po tym jak zdradziłem Ci mój sekret? - zapytałem trzymając dziewczynę za ramiona w żelaznym uścisku, zniżając przy tym głos do niebezpiecznie cichego, próbując być przy tym czarujący. Po jej ciele przeszły dreszcze, a puls nieznacznie przyśpieszył. Bała się. Mądrze. Nawet nie zauważyłem kiedy jej torba z hukiem spadła na podłogę.
- Kochanie - zacząłem głaszcząc ją po policzku. - Nie piśniesz nikomu ani słówka. A jeżeli mnie nie posłuchasz, to zginą Twoi bliscy. Pamiętaj o tym. - ostatnie słowa wyszeptałem do jej ucha. Popchnąłem ją w miarę delikatne na ściane, przez co blond-włosa wydała z siebie stłumiony krzyk. Zacząłem zjeżdżać delikatnymi pocałunkami do jej żuchwy, a następnie szyi. Muskałem jej ciepłą skórę, po czym oplotłem ją rękami w pasie. Dziewczyna cicho pojękiwała. Jeszcze trochę i się złamie. Byłem tego pewien. Żadna kobieta nie wytrzymałaby takich tortur, poza tym, kto chciałby mi odmawiać? Mnie, pierwotnemu wampirowi?
- Klaus, przestań. - usłyszałem jak Caroline próbuję ledwo co słyszalnym szeptem się stawiać. Zdziwiło mnie to, gdyż zdałem sobie sprawę po chwili z tego, że nie stawiała mi się wcześniej. Nie biła, nie kopała, nie krzyczała. Dopiero teraz, udało jej się coś powiedzieć. Będąc zajęty składaniem pocałunków na jej czułym punkcie, czyli szyi, sięgnąłem ręką do policzka niebieskookiej. Jej ciałem co chwilę wstrząsały dreszcze. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dziewczyna oddychała głośno. Przyciągnąłem Caroline do siebie, czując jak jej puls przyśpiesza, a serce wybija nienaturalny rytm. Była podniecona, a zarazem wystraszona. Zawahałem się na chwile, patrząc pełen pożądania na blond-włosą. Spoglądała na mnie przerażonym wzrokiem, ale ja widziałem coś jeszcze. Również pożądanie. Aczkolwiek nie postanowiłem niczego przyśpieszać. Oparłem się czołem o czoło niebieskookiej spojrzałem głęboko w jej oczy. Nasze usta niemal się stykały, oddychaliśmy tym samym powietrzem.
- Pamiętaj też o tym, że za dwa miesiące jest wystawianie ocen, kochana. Jeśli chcesz zdać, musisz je poprawić, a dobrze wiesz, że jest tylko jedno wyjście. - szepnąłem spoglądając głęboko w jej niebieskie, rozpalone oczy. Uśmiechnąłem się lekko i niechętnie uwolniłem blondynkę. Wciąż stała w tym samym miejscu patrząc na mnie i nie za bardzo wiedząc co robić.

- Jak podejmiesz decyzję, to wiesz gdzie mnie szukać. - odparłem puszczając jej oczko i siląc się na lekki ton głosu. Chciałem ukryć pod maską ironizmu pożądanie, które zawładnęło całym moim ciałem. Przyglądaliśmy się sobie w ciszy, lecz Caroline gwałtownie potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić od siebie jakieś myśli, a następnie sięgając po torbę wyszła, a raczej wybiegła z ubikacji. Wziąłem głęboki wdech i po chwili uczyniłem to samo.







piątek, 2 maja 2014

Rozdział 6.

Witajcie, moje kochane! Trzymajcie, mam nadzieję że dość długi rozdział :). Nie wiem jak to się stało, ale od wczoraj w nocy, zasiadłam prze komputerem i zaczęłam pisać, no i się trochę uzbierało, dlatego postanowiłam dodać już 6 rozdział. Jak ten czas szybko leci...Poza tym, mamy już ponad 2 tysiące wyświetleń i dwie nominację do Liebster Award! Tego się nie spodziewałam! Zupełnie! Moje marzenia się spełniły :D. Jesteście kochani, rozdział dedykuję wszystkim moim czytelnikom. Liczę na falę pozytywnych komentarzy, które sprawią, że moje pikawka dostanie skrzydeł, przez co moja wena będzie tak duża, że napiszę co najmniej trzy czy dwa rozdziały do przodu! Dlatego, kochani, KOMENTUJCIE, A JA POSTARAM SIĘ PISAĆ "NA ZAPAS" :>


Oczami Caroline


Obudziłam się dość wyspana zważywszy na wczorajsze zajście. Ziewnęłam przeciągając się niczym kot. Po chwili wstałam, ociężałym i chwiejnym krokiem idąc do łazienki. Postanowiłam zażyć odświeżający prysznic, namydlając się przy tym ogromną ilością czekoladowo-miętowego żelu. Po umyciu się i doprowadzenia do porządku mojej twarzy, poprzez mycie zębów i zrobienie lekkiego makijażu, wyszłam z łazienki kierując się do komody. Z racji tego, że ranek jak i cały dzień zapowiadał się być ciepły, postanowiłam założyć delikatny sweterek w szaro białe paski, który był lekko prześwitujący i jasne, kropkowane, jeansowe spodnie. Do tego założyłam czarne, lakierowane balerinki, które akcentowały z moimi paznokciami o tym samym, połyskującym kolorze. Włosy zostawiłam rozpuszczone, polokowane. Spakowałam książki do mojej torby. Była to średniego rozmiaru skórzana, jasna, torba, z poręcznym uchwytem i paskiem, dzięki któremu mogłam bez problemu przepasać ją przez ramie. Wzięłam głęboki wdech, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech mówiący: "Jestem Caroline Forbes. Przyszła Miss Mystic Falls. Ikona mody liceum imienia Roberta Lee, z którą wszystko w porządku, czuję się wyśmienicie, i w cale nie nęka jej dziwny nauczyciel historii, który chcę zaciągnąć ją do łóżka w ramach podwyższenia jej średniej." I wyszłam z domu.

***

Gdy podjechałam pod szkołę, dotarło do mnie że na podjeździe jest dopiero kilka samochodów i nie należą one do uczniów. Coś mi nie pasowało. Która godzina? Siedząc przed kierownicą mojego auta, wyjęłam z kieszeni spodni mój telefon. Była godzina 7:15! Jakim cudem nie spóźniłam się do szkoły, a na dodatek przyjechałam za wcześnie?! Cholera! Teraz będę musiała się szlajać po szkole. Nagle mnie oświeciło. Klaus! Nie mogę go dzisiaj spotkać, muszę uważać aby się na niego przypadkowo nie na tknąć. Boję się, co może się stać pod czas kolejnego naszego spotkania. Biorąc torbę z przedniego siedzenia, wyszłam z auta zamykając za sobą drzwi. Moje serce wybijało nienaturalny rytm. Jakby tańczyło kankana*. Strasznie się bałam. Może był już w szkole? Szybkim krokiem otworzyłam szklane drzwi prowadzące do głównego wejścia. Szłam szerokim, pustym korytarzem, mijając szafki. Podeszłam do mojej szafki i wyjęłam z niej książki. Starałam się być cicho, by  przypadkiem nie wywołać tego faceta. Chciał zaciągnąć mnie do łóżka! Muszę na niego uważać, wątpię żeby następnym razem był taki miły. To psychopata! Gdy już wyjęłam rzeczy z szafki, usłyszałam jakiś podejrzany hałas na końcu korytarza. Serce podskoczyło mi do gardła i pierwsze co przyszło mi na myśl to: "Ubikacja! Biegnij do ubikacji!" Tak też zrobiłam. Dzięki Ci Boże za te balerinki! Gdyby nie one, to założyłabym coś wyższego, a wtedy bym hałasowała i ktoś by mnie usłyszał. Wparowałam do łazienki jak oparzona, usiłując zamknąć drzwi najciszej jak potrafiłam. Odetchnęłam z ulgą. Teraz nie powinno mi nic zagrażać. Oby miał odrobinę tej moralności. - modliłam się w myślach. Korzystając z wolnego czasu, podeszłam do lustra i poprawiłam usta smakowym błyszczykiem. Truskawki, ach! Jak ja kocham truskawki! Rozkoszując się zapachem i smakiem truskawek wyjęłam z torby telefon by sprawdzić godzinę. 7:25. Cholera, jeszcze trochę będę musiała tu posiedzieć. Pierwszą lekcją, jaką miałam zacząć to biologia, później angielski, fizyka, historia, historia. Dwie ostatnie lekcje. To znaczy że mogę się urwać, lub przesiedzieć ten czas w ubikacji. Na wszelki wypadek wzięłam dwa czasopisma, których nie zdążyłam przeczytać. Na holu zaczynało być co raz głośniej, to dobry znak, to znaczy że szkoła powoli się zapełnia. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowana wyszłam z ubikacji. Po chwili spostrzegłam dwie osóbki, które w tamtej chwili chciałam zobaczyć jak nigdy w życiu. Bonnie i Elena stały przy szafkach. Podbiegłam do nich rzucając się im w ramiona. 
- Caroline! - ryknęły na mnie oby dwie w tym samym momencie.
- Tak się cieszę że was widzę! - wykrzyczałam mocniej wtulając się w przyjaciółki, o mały włos ich nie przewracając. 
- Wszystko w porządku, Care? - zapytała zdziwiona Elena zapewne moim zachowaniem.
- Tak, wszystko w porządku. - skłamałam. - Eleno, Bonnie dzisiaj wy robicie dekoracje! Ja wczoraj zaczęłam, teraz wasza kolej! - powiedziałam wskazując palcem na roześmiane dwie brunetki. 
- Dobrze pani szeryf, tylko nie strzelaj - powiedziała przez łzy w oczach Bonnie. Co to było takie śmieszne?! Dlaczego oby dwie tarzały się ze śmiechu?!
Naszą rozmowę przerwał dzwonek na lekcję. Za kilka godzin historia. Z każdą kolejną lekcją, nie ubłagalnie zbliżałam się do tego psychopaty. Westchnęłam cicho i ruszyłam z dziewczynami schodami do góry, pod salę 109 w której mieliśmy mieć biologię z Panią Gates. Będąc już na drugim piętrze pod drzwiami klasy, przypomniało mi się, że zapomniałam książek z biologii.
- Bon! Powiedz pani Gates że zaraz przyjdę. Zapomniałam książek. - oznajmiłam mulatce i nie czekając na jej odpowiedź biegiem rzuciłam się na schody. Bieg po schodach miał być dla zachowania pozorów. Aby pani Gates, widziała że mi śpieszno na jej lekcję. Co mijało się z prawdą. Resztę drogi miałam zamiar przejść normalnie. Gdy w końcu zeszłam ze schodów, w normalnym tempie udałam się w stronę długiego holu, po czym skręciłam w prawo do szafek. Będąc pod swoją szafką o numerze K7300, włożyłam kluczyk do zamka i przekręciłam dwa razy w prawo. O mały włos nie dostałam po twarzy od kilkunastu, grubych podręczników. Bardzo dobrze wiedziałam że szkoła jest niebezpieczna, zła, straszna, że wzajemnie się nie lubimy, ale nigdy nie spodziewałam się że dojdzie do zamachu na moje życie! Na szczęście w porę się odsunęłam, przez co wszystkie książki jakie były w mojej dość pojemnej, prostokątnej szafce, wyleciały niczym torpeda na podłogę, robiąc przy tym niezły hałas.
- Cholera! - mruknęłam kucając i zabierając się za zbieranie porozrzucanych zeszytów i książek. Poczułam lekki podmuch wiatru, a następnie ujrzałam męskie dłonie, które razem ze mną zbierały książki. Odetchnęłam z ulgą. Znalazł się ktoś na tyle uprzejmy, by pomóc mi w zbieraniu tego wszystkiego. Podniosłam głowę ku górze, z nie ukrywanym, wdzięcznym uśmiechem, w celu podziękowania mojemu pomocnikowi. W mgnieniu oka poczułam nie przyjemne gniecenie w żołądku, szybsze bicie serca, które galopowało w moim gardle i strach, który paraliżował mnie od środka. Jedyne co zdążyłam zrobić, to odskoczyć jak oparzona od mężczyzny, którego cała ta sytuacja musiała nieziemsko bawić, bo śmiał się pod nosem jak głupi. A to wszystko wydarzyło się w przeciągu kilku sekund...

Oczami Klausa


- Co ty tutaj robisz?! - spytała się próbując przy tym nie podnosić głosu. Cała ta sytuacja była komiczna. Widziałem z drugiego końca korytarza, jak dziewczyna siłuję się z szafką, a następnie wszystkie książki o mało co nie lądują na jej głowę. Byłem lekko zdziwiony faktem, że dziewczyna nie ma zajęć. Choć nie ukrywam, widok blond-włosej, bojącej się książek, trochę mnie rozbawił.
- Witaj, Caroline. Jak widzisz, pomagam Ci w zbieraniu książek. - odparłem uśmiechając się szelmowsko. 
- Nie powinieneś mieć lekcji? Czy ja zawsze muszę mieć takiego pecha? - ironizowała przewracając przy tym teatralnie oczami. Z powrotem uklękła przy książkach, a ja tkwiłem w tej samej pozycji, przyglądając się poczynaniom blond-włosej. 
- Kochanie, nie mam jeszcze lekcji, ale pamiętaj za trzy godziny się widzimy - powiedziałem posyłając przestraszonej dziewczynie szatański uśmiech. - Zdajesz sobie z tego sprawę, że nie musisz się mnie obawiać? Że nic Ci nie zrobię? - kontynuowałem widząc zero odzewu u niebieskookiej. Widząc jak twarz dziewczyny przysłaniają opadające włosy, postanowiłem schować za jej ucho kosmyk blond włosów. Dziewczyna zastygła w miejscu wstrzymując przy tym oddech. Uśmiechnąłem się do siebie. Podobał mi się fakt, że potrafiłem wzbudzić takie a nie inne odczucia u Caroline. 
- Nie dotykaj mnie i przestań nachodzić po nocach. Człowieku! Ja Cię nawet nie znam, jesteś jakimś psychopatą, który ma obsesję na punkcie blond licealistek?  - wycedziła przez zęby, a ostatnie słowa wypowiedziała oskarżycielsko. Wcale mnie to nie zraziło. Wręcz przeciwnie. Spostrzegłem, iż nachylająca się przede mną dziewczyną, ma prześwitujący sweterek, dzięki któremu mogłem bezkarnie podziwiać jej jędrne, średniego rozmiaru piersi, które były zniewolone czarnym stanikiem. Caroline przyłapała mnie na podziwianiu jej dekoltu, przez co spuściła głowę w dół, rumieniąc się przy tym uroczo. Zabierając ostatnie książki z podłogi, odłożyła na bok dwa podręczniki i zeszyt, a resztę złożyła na kupkę. Wstaliśmy jednocześnie, dlatego pomogłem jej w podniesieniu książek. Ja wziąłem stertę dość ciężkich jak dla takiej drobnej osóbki książek, a ona trzy pozostałe. Podałem jej książki, by mogła spokojnie włożyć je do szafki. Gdy zamknęła drzwiczki na klucz, spojrzała na telefon i chyba źle się poczuła, bo natychmiastowo pobladła. 
- Co się stało, najdroższa? - zapytałem zmartwiony nagłą zmianą u niebieskookiej.
- Jestem tutaj od piętnastu minut! - krzyknęła zdenerwowana. - Miałam zaraz wrócić do klasy! Tylko nie to! - mruknęła pod nosem i ponownie otworzyła szafkę, wrzucając do niej książki, jak się później okazało z biologii. Trzasnęła drzwiczkami od niebieskiej szafki, przez co ta zadygotała, jakby miała zaraz wypaść z nawiasów. Odwróciła się na pięcie i pognała w stronę toalet. Zaskoczony kolejną nagłą zmianą nastroju u dziewczyny, bez słowa pobiegłem za nią, chcąc się dowiedzieć o co chodzi. Gwałtownie się zatrzymałem, widząc jak Caroline przekracza próg damskiej toalety. Może i nie trzymałem się zasad, ale byłem na tyle stosowny, by nie wchodzić do toalety, gdzie przebywając nastolatki. Lecz machinalnie oprzytomniałem, zdając sobie sprawę z tego, że nastolatki, o których myślałem, znajdują się w klasach i zostało im jeszcze trzydzieści minut lekcji. A w środku, za drzwiami znajduję się słodka Caroline. Zupełnie sama. Uśmiechnąłem się diabelsko i otworzyłem drzwi, przekraczając próg. Dziewczyna odskoczyła od lustra jak oparzona patrząc na mnie jakby zobaczyła ducha. 
- Co ty tutaj robisz, do cholery?! To damska toaleta, pomyliłeś znaczki!? - warknęła patrząc na mnie jak na idiotę.
_________________________
Kankan, cancan – francuski taniec z 2. połowy XIX wieku. Towarzyszy mu muzyka bardzo szybka, w rytmie galopu, w metrum 2/4. (wybaczcie, że wszystko żywcem z wikipedii, ale uważam że ten kawałek jest istotny)

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 5.

Witajcie! Rozdział byłby kilka godzin wstecz, ale rozpisałam się z koleżanką, która ma takie same upodobania co ja, nie tylko TVD i chciała mi się oświadczyć....XD Wiem jak dziwnie to brzmi, dlatego nie wnikajcie :D. KOMENTUJCIE I PISZCIE SWOJE SZCZERE OPINIE! :)


Oczami Caroline


- Wiesz że to nie ładnie się tak zakradać? I to do domu szeryfa? Życie Ci nie miłe? - szepnęłam przestraszona cofając się do tyłu. 
- Co może zrobić mi twoja matka? Postrzelić? Kulę wyjmę, rana się zrośnie. Jestem nieśmiertelny Caroline. - zaczął kpiącym, aczkolwiek zmysłowym głosem, robiąc małe kroczki w moją stronę. - Nie musisz się mnie obawiać, moja droga. Owszem, mam wobec ciebie pewne plany, ale wiążą się one z czystą przyjemnością. Dla nas obojga. - powiedział wymownie puszczając mi oczko. 
- Jak śmiesz?! Kim, a raczej czym jesteś i co sobie do cholery wyobrażasz?!! - emocje wzięły górę i mówiąc to ciszej niż przedtem, mój głos nienaturalnie zacinał się, próbowałam wykrzesać z siebie odrobinę odwagi, ale ulotniła się tak samo łatwo i szybko jak się pojawiła.
- Dowiesz się tego niebawem, kochana. Teraz lepiej mi powiedz, czy przemyślałaś moją propozycję? - zapytał, a ja dopiero spostrzegłam że metry, które nas dzieliły, zamieniły się w niebezpieczne centymetry. Przybliżył się jeszcze bardziej, dzięki czemu mogłam dostrzec w jego szaro-niebieskich oczach niebezpieczne iskierki.
- Czego ty ode mnie chcesz? - wyszeptałam niemal piskliwym głosem. Bałam się jak nigdy. 
- Oh. - westchnął zrezygnowany mężczyzna. - Myślałem że blond-włosy w twoim przypadku to tylko kolor. Mówiąc "spełniaj moje zachcianki przez trzy miesiące" miałem na myśli to, abyś oddawała mi się w zamian za poprawianie ocen. - odparł lekkim tonem głosu. Jak by to było dla niego najzwyczajniej w świecie normalne. Zignorowałam fakt, że obraził mnie, nazywając mnie "pustą blondynką". Może nie prosto z mostu, ale nie byłam na tyle głupia by nie zrozumieć tej aluzji. Nie wiedziałam jak się mam czuć. Urażona, przestraszona do szpiku kości, czy porządnie wyprowadzona z równowagi? Targało mną wiele sprzecznych emocji. 
- Ty jesteś chory! Czy ja wyglądam na jakąś licealną dziwkę, która pieprzy się z kim popadnie, aby poprawić oceny!? - wykrzyczałam mu w twarz. Jego bliskość już mnie nie onieśmielała. Teraz byłam wyprowadzona z równowagi. A każdy, kto znał Caroline Forbes, wiedział jak to się kończy. 
- Moja droga, po co te wulgaryzmy. - zaczął dotykając koniuszkami palców mojego policzka. Stanęłam jak wryta bez możliwości poruszenia się. Wstrzymałam oddech, czując, jak jego chude palce zostawiają po sobie ślad na mojej rozpalonej, przez jego dotyk skórze. Założył za ucho mój niesforny kosmyk blond włosów, przyglądając mi się przy tym badawczo. - Nie jesteś dziwką, tylko ładną, dziewczyną w potrzebie. Caroline, kochana, wyciągam do ciebie pomocną dłoń, dlaczego nie chcesz jej przyjąć? - zapytał szeptem z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W jego oczach można było dostrzec nieme pytanie. Brak tlenu w płucach dał o sobie znać. Zaczerpnęłam nie wielki haust powietrza zamykając przy tym oczy i mając cichą nadzieję, że gdy je zamknę, wszystko zniknie, a ja obudzę się zalana potem. Niestety, osoba której się obawiałam, stała przede mną, oczekując mojej odpowiedzi.
- Mam swoją godność. Nie sypiam z pierwszym lepszym. - siląc się na odważniejszy ton głosu, zadarłam głowę tak, by móc spojrzeć mu w oczy.  Moja odwaga powoli wracała, niestety gorzej było z moim ciałem. Wciąż stałam jak słup, nie mogąc ruszyć żadną kończyną. Klaus widząc moja postawę cofnął dłoń, lecz nie cofnął się. Wciąż stał niebezpiecznie blisko, przypatrując mi się uważnie.
- Kochanie, Ja, nie jestem pierwszym lepszym. Ja, jestem tym jedynym. - odparł uśmiechając się przy tym szelmowsko. Zamurowało mnie. 
- Że co proszę? Czy ja mam gdzieś napisane że należę do ciebie?! Jesteś psychicznie chory! - wykrzyczałam mu twarz nie zważając na sytuacje, w której byliśmy kilka chwil temu.
- Kochana, pamiętaj że jeśli tylko zechcę, będziesz moja. Zostaje w tej dziurze na dłużej, dlatego nie chcę niczego przyśpieszać. Nie chcę Cię posiąść od razu, rozkoszuję się podchodami. Aczkolwiek nie ukrywam, że sprawia mi to co raz to większą trudność... - ostatnie słowa wyszeptał filuternie, zbliżając swoją twarz do mojego ucha. Poczułam jego dłoń na szyi. Muskał ją opuszkami palców. Ponownie przymykając powieki wstrzymałam oddech. Myślałam że zaraz zemdleje. Jego dotyk.. wyzwalał we mnie tyle emocji...otumaniał. Jego specyficzny, brytyjski akcent, sprawiał, że moje nogi odmawiały posłuszeństwa.
- Gnij w piekle - wycedziłam przez zęby. Ręka blondyna na mojej szyi zastygła. Przełknęłam głośno ślinę. No to nieźle, rozwścieczyłaś psychopatę, śmiało możesz pożegnać się z życiem! - skarciłam się w duchu za swoją bezmyślność. Jak mogłam być taka głupia? Ten facet jest psychicznie chory, na dodatek nie wydaję się być człowiekiem...a ja go od tak mieszam z błotem! Zabrał rękę z mojej szyi i odsunął się ode mnie nieznacznie. O dziwo, nie patrzył na mnie spojrzeniem pełnym agresji, żądzy mordu. Uśmiechał się... ale w tym uśmiechu nie było za grosz ciepła, to był diabelski uśmieszek, mówiący: "W piekle już byłem, teraz chcę się zabawić" Przełknęłam po raz kolejny głośno ślinę. W co on gra? 
- Przemyśl proszę, moją propozycję. Nie masz się czego obawiać. - zapewnił mnie akcentując przy tym każdy wyraz. Kolana miałam jak z waty, ale nie chciałam tego okazać, nie chciałam, żeby wiedział jak działa na mnie jego brytyjski akcent, dotyk, spojrzenie. Wtedy byłabym na przegranej pozycji. 
- Dobranoc, najdroższa. Do zobaczenia jutro w szkole, na dwóch historiach, tak? - wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnął się szeroko spoglądając mi w oczy. Cholera, zapomniałam. Dwie historie! Tylko nie to! Spojrzałam na niego, a jego sylwetka w mgnieniu oka rozpłynęła się w powietrzu. Odskoczyłam przerażona, spostrzegając, że przede mną nikogo nie ma. Biegiem ruszyłam do domu zatrzaskując przy tym drzwi. Roztrzęsiona zdjęłam buty, rzucając je niedbale w przedpokoju i wbiegłam po schodach na górę. Bezpieczna w swoim pokoju, odetchnęłam głośno i głęboko. Dziwny ból w brzuchu zniknął, jak ręką odjął. Podeszłam do szafy i drżącym ruchem wyjęłam z niej piżamę. Skierowałam się do łazienki by skorzystać z toalety i wziąć porządny, długi, a przede wszystkim relaksujący mnie prysznic. Gdy wyszłam z dusznej łazienki ubrana w szorty, bluzkę z krótkim rękawem i mokrymi włosami, usiadłam na łóżku biorąc do ręki telefon. Zero nowych wiadomości. Skrzywiłam się na samą myśl o jutrzejszym dniu. Nie wiem jak go przeżyje. Może schowam się w ubikacji? Skoro jest mężczyzną, albo czymś co ma go przypominać, to musi być na tyle moralny, by nie wchodzić do damskiej toalety pełnej nastolatek. Albo nie przyjdę do szkoły? Powiem mamie że brzuch mnie bolał?Westchnęłam. Położyłam się na łóżku szczelnie przykrywając się kołdrą. Zamknęłam oczy próbując zasnąć i nie myśleć o tym co zaszło kilkanaście minut temu i zajdzie jutro. Z resztą, sama nie wiedziałam co mnie jutrzejszego dnia czeka. W środku cała dygotałam jak i na zewnątrz. Wzięłam uspokajający wdech i wydech, po czym odpłynęłam w objęcia Morfeusza. 

Oczami Klausa


Będąc już w rezydencji, rozmyślałem o zaistniałej sytuacji. Słodka Caroline, zaprzątała moją głowę w każdym calu. Mimo iż jest nędznym człowiekiem, jest waleczna, ma niewyparzony język, lecz przede wszystkim jest piękna jak na swój młody wiek.
Młoda, o blond lokowanych włosach dziewczyna, i pięknych, przypominających kolor letniego nieba oczach. Mógłbym ją szkicować godzinami. Moje ciało natychmiast zareagowało na wspomnienie o blond-włosej. Przechyliłem szklankę z bourbonem w środku, sprawiając że trunek wlał się do mojego gardła, wyznaczając przy tym palącą ścieżkę. Siedząc w ulubionym fotelu chwyciłem za swój szkicownik, by móc przelać falę pożądania na papier. Po kilku minutach, na kartce zaczął pojawiać się zarys delikatnej, chudej sylwetki. Długie, chude nogi, jędrne, pełne piersi, i blond włosy, opadające kaskadą na łopatki. Delikatny uśmiech, nieśmiałe spojrzenie, rumieńce, i błysk w oczach. Tak widziałem Caroline. Odłożyłem szkicownik na etażerkę obok, aby móc nalać sobie alkohol. Moja znajoma czarownica miała przyjechać równo za dwa tygodnie, kamień księżycowy dostarczy mi mój drogi przyjaciel - David, jedyną kwestią pozostał doppelganger.  Mam cały miesiąc, do zdjęcia klątwy. Przyjechałem wcześniej, by móc rozeznać się w terenie i dowiedzieć się czegoś o Elenie. Co 500 lat, odbywa się zjawisko równonocy jesiennej. Jest to moment, przecięcia przez Słońce równika niebieskiego, w trakcie jego wędrówki ekliptyce z półkuli północnej na półkulę południową. W tym roku, owa równonoc, będzie mieć miejsce w październiku. Czarownica z najpotężniejszego rodu - Rodu Bennettów może zdjąć urok. Jej moc przybierze na sile, by mogła odprawić rytuał. Wtedy będę mieszańcem. Połączeniem wampira z genem wilkołaczym, który został uśpiony przez moją matkę - Esther. Będę mógł tworzyć armie posłusznych mi hybryd, dzięki czemu będę nietykalny, przez to żaden kołek z białego dębu nie będzie mógł mnie zabić. Wiecznie przystojny i nieśmiertelny. Przez cały pobyt tutaj, będę musiał uważać na Katherine. Pozwolę jej się nacieszyć kilkoma dniami wolności, po czym ją złapię. A później...zastanowię się jak ją ukarać. Mam okrągły miesiąc. Do tego czasu, będę musiał sprawdzić, czy rzeczywiście uczę wiedźmę Bennett, czy tylko zwykłą dziewczynę o podobnym nazwisku.
Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę sypialni.


środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 4.


Trzymajcie rozdział 4. Ogromnie wam dziękuje za komentarze, które mnie motywują. Jesteście cudowni! Kocham was :) Muszę przyznać, że nawet nie spodziewałam się, że założę bloga. Jak wspominałam na moim pierwszym blogu. Odpłynęłam na matmie i zaczęłam myśleć właśnie o czymś takim...Caroline człowiekiem, Klaus przybywa do MF w cel u złamania klątwy, w miedzy czasie składa Caroline propozycje... A potem? Potem zaczęłam pisać i pisać.. i napisałam dość dużo. Następnie pomyślałam: "Kurczę, może założę bloga?" I tak o to tutaj jestem i dodaję rozdział (już!?!?!) 4!! I pierwszy raz, jestem tak bardzo zadowolona, bo pierwszy raz coś, co piszę, jest ciekawe, ma sens, i trwa dłużej niż jeden, czy dwa rozdziały. :D.  No cóż, liczę na waszą opinie. Dobijemy do 10 komentarzy? :) Ostatnio zauważyłam, że moi kochani anonimowi czytelnicy zaczęli komentować! Jestem wniebo i wyżej wzięta! ^^. Dziękuje że komentujecie i ze mną jesteście! Ale się rozpisałam. Dobra, teraz ostatnia rzecz. CHAMSKA LAURA ACTIVATED! XD


SPOJLER: W THE ORIGINALS 1x19 OJCIEC KIERAN UMRZE. ZABIJE GO KLAUS, W TEN SPOSÓB CHRONIĄC CAMI. MIKAEL WRACA! 



Oczami Klausa



Skierowałem się szybkim krokiem ponownie do Grilla. Wchodząc do budynku, uderzył mnie zapach tytoniu, alkoholu, i perfrum damskich wymieszanych z męskimi. Usiadłem przy barze, czekając na barmana. Mając chwilę, wyciągnąłem telefon, aby sprawdzić czy ktoś dzwonił. Nie odebrany sms od Nathaniela. 

Katerina Petrova wciąż jest w Mystic Falls. Coś kombinuję, obserwuję Salvatore'ów. Więcej informacji wkrótce.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Katerina Petrova jest w Mystic Falls,  gdy mnie zobaczy to ucieknie. Dlatego postanowiłem zdobyć jej namiary. Wybrałem dobrze znany mi numer i kliknąłem "połącz". 
Nathan, przyjacielu! - przywitałem go pogodnie. W między czasie skinąłem palcem na barmana.
Witaj, Klaus. Czego Ci trzeba? - zapytał.
- Katerina Petrova. Katherine Pierce, kojarzysz? Ależ na pewno! Wiem, że aktualnie przebywa w dziurze o nazwie Mystic Falls. Prześlij mi jej namiary. Gdzie mieszka, jak teraz wygląda, i co zamierza. - nie owijając w bawełnę, od razu przeszedłem do konkretów. 
- Katerina? - chłopak zaśmiał się na samo wspomnienie o dziewczynie. - Jak mógłbym nie? Jutro wyślę wszystko smsem. Bywaj, przyjacielu! - pożegnał się i rozłączył. 
Teraz mogłem w spokoju się napić. Jutro pobawię się z Katherine, a w między czasie przekonam słodką Caroline do mojej oferty. Wspaniale - podsumowałem.
- Co podać? - z moich rozmyślań wyrwał mnie barman. Był to niewysoki mężczyzna. Na oko miał gdzieś z dwadzieścia lat. Brunet, o piwnych oczach, szerokim uśmiechu, i krótko ściętych włosach.
- Bourbon. - odparłem, na co chłopak uśmiechnął się, nalewając do szklanki mój ulubiony złoty trunek. Podał mi go i zawołany przez innego klienta, odszedł. Nienawidziłem gdy ludzie byli szczęśliwi, nienawidziłem, gdy na ich twarzach gościł uśmiech. Za to uwielbiałem wprowadzać w ich życie zło. Kochałem pozbawiać ich marnego życia, wysysać z nich duszę. Słuchać ich lamentów, tego jak proszą bym nie robił im krzywdy. Miałem ochotę pozabijać. Kilka...setek osób. Niestety nie mogłem, bo nie był to czas na ujawnianie się, a między innymi dla tego miasta, oznaczałoby to kompletne wymarcie. Wszystkie te myśli były powodem jednego, głupiego śmiertelnika. Westchnąłem. Na razie musi mi starczyć kilka ofiar. Teraz potrzebowałem Kateriny, za tydzień ma przyjechać moja dobra przyjaciółka - Annabel. Była czarownicą, która wisiała mi przysługę. Była też jedną z potężniejszych czarownic, odlegle spokrewniona z rodem Bennettów. Użyłbym jedynej z tego rodu, ale ślad po nich zaginął. Ostatnia czarownica - Emily Bennett zginęła w 1864 roku...Bennett, Bennett...Cholera! Czy ja dzisiaj nie uczyłem jednej Bennettówny? Szybkim ruchem ponownie wyjąłem z mojego czarnego żakietu telefon, w którym miałem zapisaną listę uczniów. Po chwili natrafiłem na szukane nazwisko. Uśmiechnąłem się szeroko i jednym łykiem wypiłem alkohol do dna. Wyszedłem z baru i udałem się do swojej rezydencji, która zachowała się z XIX wieku. 

Oczami Caroline




Co on sobie do cholery wyobrażał? To że jest seksownym nauczycielem, nie oznacza że może prosić o nie wiadomo co! Pff! I ta pewność w jego głosie, gdy mówił że jakby nie chciał się zabawić, to już dawno leżałabym na jakimś pieprzonym biurku i krzyczała w przypływie ekstazy wniebogłosy! Co za dupek! Postanowiłam że nikomu o tym nie powiem, koleś był dziwny, i na pewno nie był człowiekiem. Całkowicie o tym zapomniałam. Byłam przejęta tym, że uraził moją dumę. Przemieszczał się w nie ludzkim tempie, mówił coś o hipnozie.. Kim on był? Nie wiem, strasznie się bałam. Upatrzył mnie sobie, niczym psychopatyczny morderca z jakiegoś pieprzonego horroru! Nie wiem co było najgorsze. Że chodził bezkarnie po szkole, a ja nie mogłam nikomu się poskarżyć, czy to że mam jutro z nim DWIE historie PODRZĄD? Nie chciałam myśleć o jutrze, to mnie dobijało. Lecz przez ostatni tydzień miałam ręce pełne roboty, dzięki czemu myślenie o zboczonym nauczycielu schodziło na dalszy plan. Do tego dochodziło poprawianie ocen, ponieważ mama nie mogła mi pomóc, co sama potwierdziła. Nauczyciele zaczęli się buntować. Chcieli więcej niż mogli dostać. Mama nie wpisywała im mandatów za złe parkowanie, czy przekroczenie prędkości, w zamian za podciąganie moich ocen. Czy Klaus miał jakieś układy w szkole? Miał coś z tym wspólnego? Wspominał że mama mi już nie pomoże i że jedyną opcją jest on. A raczej spełnianie jego chorych zachcianek! O nie, nigdy! To że jestem blondynką, miałam wielu chłopaków, wcale nie oznacza, że przed pierwszym lepszym, na dodatek, starszym facetem mam rozkładać nogi! Czy ja te włosy muszę przefarbować? Czy ja wyglądam na "łatwą"? - te głupie pytania krążyły po mojej głowie od ponad godziny. Na szczęście w porę je odganiałam, nim zajęły całą moją głowę. Musiałam się skupić na dekoracjach na bal. Nie byłam dobra z matematyki, ale geometria to było coś co lubiłam. Niestety, w szkole szła mi marnie. Musiałam zrobić wymiary, rozplanować salę, dobrać kolory..tyle pracy! A Elena i Bonnie nie mogły przyjść. Elena pomagała Jennie z jej walizkami. Ciotka Eleny wprowadziła się do nich zaraz po śmierci jej rodziców. Teraz przewoziły jej ostatnie rzeczy z Denver do Mystic Falls. Bonnie musiała pomóc babci. Głupia wymówka, Bonnie od zawsze bała się babci, bo ta lubiła sobie popić, i opowiadać o czarownicach i magii. Teraz sama do niej poleciała, bo staruszka zaczęła bredzić coś o druidach. Wkręciła ją na dobre. Cały czas tylko druidzi i druidzi. Gdy w końcu skończyłam szkicować, jak mniej więcej ma wyglądać sala gimnastyczna, spostrzegłam że dochodzi godzina 21:55, a miała wyrzucić śmieci. Odłożyłam szkicownik i resztę zeszytów z przyborami na biurko i wyszłam z pokoju. Mamy nie było w domu, dlatego musiałam wyrzuć te głupie śmieci. Ubrałam buty, po drodze zabierając czarny, śmierdzący worek
i ruszyłam na tył domu. Gdy wrzuciłam śmieci do kubła, poczułam za sobą podmuch wiatru. Odwróciłam się na pięcie by pójść do domu, ale stłumiłam rękawem bluzy okrzyk przerażenia. Przede mną, we własnej osobie, stał Klaus. Nowy nauczyciel historii, który chciał abym z nim sypiała w zamian za poprawnie ocen!! - Co tutaj robisz?! - wykrzyczałam dość głośno, powodując emigrację ptaków z pobliskich drzew. 
- Witaj kochana. Przyszedłem sprawdzić co u ciebie i czy przemyślałaś moją ofertę. - odparł uśmiechając się szelmowsko. 


_________________________________________________________________
*DODANE, EDYTOWANE, SPECJALNIE DLA WAS O 3:29! :D

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 3.

Witajcie kochani! Dodaję rozdział trzeci, bo widzę że nawet kochani czytelnicy, anonimy zaczęli komentować *.* (spełnienie marzeń) jak i zaczęli się pojawiać nowi czytelnicy. Nie będę chamem, i rozdział trzeci macie teraz, nie po świętach. (znów jest do d&*&^$@y) brzydko mówiąc. Choć nawet mi się podoba. Ale tak sobie myślę, potrzebuję waszego zdania. Bez was, nie podejmuję żadnej decyzji. A mianowicie, pisać cały czas z perspektywy Klausa a z Caroline zrezygnować i wstawiać ją sporadycznie (baardzo sporadycznie), czy zostawić pół na pół? Piszcie co sądzicie o rozdziale i co o tym sądzicie :)


Oczami Klausa



Po dwóch godzinach, nudnych wykładów przed bandą nędznych śmiertelników, doczekałem się mojej ostatniej lekcji. Lekcji, ze słodką Caroline i doppelgangerem. Wkroczyli do klasy. Tym razem Elena, Caroline, Bonnie na czele. Musiały być one wyznacznikiem królowych tej szkoły. Szły dumnym, wyprostowanym krokiem, patrząc na innych z wyższością. Będąc osobą, która stoi z boku i przygląda się temu wszystkiemu, wydawało mi się to śmieszne. To było śmieszne. No cóż, ciekawe jak to jest z nauczycielami? Siadając w ławce, spojrzenia moje i pewnej niebieskookiej skrzyżowały się. Na jej twarzy zagościł przelotny, nieśmiały uśmiech. Odwzajemniłem go, czekając na ten cholerny dzwonek, który wydawał się być od dzisiejszego dnia, nie tylko zbawieniem tych nędzników. Zacząłem kontynuować część dalszą opowiadania o latach dwudziestych, mojej ulubionej dekadzie. Większość dziewczyn śliniła się na mój widok, co tylko mi schlebiało. Jedyna Caroline siedziała skupiona i notowała to co mówię. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na nastolatkę, która pilnie się uczy i siedzi przed książkami. Raczej na typ dziewczyny, dla której liczą się imprezy, popularność i chłopcy. A przede wszystkim, na pierwszym miejscu nie była u niej nauka. Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy wybiegli z sali jakby przy głównym wejściu mieli rozdawać uncje złota. Uczniowie wybyli z pomieszczenia, oprócz trzech śmiejących się głośno dziewczyn. Caroline, Elena, i tajemnicza mulatka, która podobno rozbierała mnie wzrokiem na poprzedniej lekcji. Siedziałem przed biurkiem i dyskretnie się im przyglądałem. Interesował mnie głównie sobowtór. W niczym nie przypominała Kateriny. W chodzeniu, w gestykulacji. Jedyne co je łączyło, to wygląd. Nim spostrzegłem, dziewczyny we trójkę opuszczały klasę. Szybkim ruchem wstałem od biurka i pobiegłem za nimi. Na moje szczęście nie zdążyły przekroczyć progu.
- Caroline! - zawołałem za dziewczyną. Machinalnie się odwróciła patrząc na mnie zdziwiona. 
- Coś się stało? - zapytała  nieco przestraszona.
- Zostań proszę na chwilę w klasie. Musimy porozmawiać. - oznajmiłem jej uśmiechając się przyjaźnie. Niebieskooka odwróciła się do dziewczyn i powiedziała: 
- Nie czekajcie na mnie. Później pojadę prosto do domu. Muszę rozplanować dekoracje na bal. - powiedziała i pożegnała się z koleżankami.
Wskazałem gestem ręki by usiadła, tak też zrobiła. 
- Myślałem nad twoim ocenami, Caroline. - zacząłem spoglądając na dziewczynę. Jej mina byłą bezcenna. Była wystraszona, jej mowa ciała ją wydała...czytałem z niej jak z otwartej księgi. 
 - Wiem, że nie mam dobrych ocen, próbowałam wziąć się w garść, nawet zaczęłam się uczyć, ale..- zaczęła mi się tłumaczyć ale przerwałem jej w połowie.
- Wiem, jak możesz je poprawić. - przerwałem jej monolog spoglądając na zszokowaną blondynkę.
- Jak? - dopytywała się. Jej oczy błyszczały jak diamenty.
Podszedłem bliżej Caroline i nachyliłem spoglądając w jej niebiesko jak niebo oczy. Założyłem niesforny kosmyk włosów za jej ucho przybliżając się do niej i szepcząc zmysłowo. Jej serce wybijało nienaturalny dla człowieka rytm, a oddech stał się niespokojny. Zawsze wiedziałem jak działać na kobiety.
- Bardzo łatwo, kochanie. Spełniaj moje zachcianki przez sześć miesięcy, a twoje oceny będą pozytywne. Ze wszystkich przedmiotów. - powiedziałem szepcząc jej do ucha. Zadrżała i szybko odskoczyła ode mnie jak oparzona. Lekko zdziwiony jej zachowaniem zastygłem w miejscu w którym jeszcze siedziała. Niechętnie podniosłem się i spojrzałem na niebieskooką, która wręcz kipiała ze złości. 
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz!?! - wykrzyczała. Stałem bez ruchu dając jej prawo wykrzyczenia tego, co miała mi do powiedzenia. - Nie jestem przekupną dziwką!! - ponownie podniosła głos pąsowiejąc przy tym. Kierowała się biegiem do drzwi, ale nie pozwalałem jej na to. W wampirzym tempie zastąpiłem jej drogę. Dziewczyna odskoczyła mało co nie wywracając się o własne nogi. Wybałuszyła oczy i zaczęła się cofać do tyłu patrząc na mnie jak na ducha. Rozglądała się po klasie, zapewne szukając czegoś czym mogłaby się bronić. Z marnym skutkiem.
- Jak ty...? - nie dokończyła bo gwałtownie jej przerwałem.
- Powiedźmy, że nie jestem zwykłym nauczycielem historii. - powiedziałem posyłając jej zawadiacki uśmiech.
- Nie zbliżaj się! - krzyknęła ostrzegawczo.
- Kochanie, na razie nie musisz się mnie obawiać, a wracając do mojej oferty. - zacząłem mówić zmniejszając powoli między nami odległość. - Równie dobrze mogę użyć perswazji, ale zostaje tu na dłużej i potrzebuję się zabawić. A nie używanie hipnozy, w celu patrzenia jak sama mi ulegasz wydaję się być kuszące. Gdybym znajdował się w innej sytuacji, to już dawno leżałabyś na tym biurku, szczytując wniebogłosy. - powiedziałem siląc się na poważny ton głosu. 
Postawa dziewczyny zmieniła się w przeciągu kilku sekund. Z wystraszonej, chcącej uciec gdzie pieprz rośnie, stanęła jak słup soli i patrzyła na mnie jak na idiotę. Najśmieszniejsze w całej sytuacji było to, że Caroline w mgnieniu oka zapomniała o tym że nie jestem zwykłym człowiekiem, tylko krwiożerczą bestią. Zlekceważyła to, zbytnio przejęła się moim wyznaniem. Z nastolatki, zmieniła się oburzoną kobietę. Minę miała taką, jakbym powiedział jej, że kolory, jakie ma na sobie wyszły z mody. Przełknęła głośno ślinę. I szepnęła, bo najwyraźniej odebrało jej mowę. 
- Że co!? Mam Ci się oddawać na jakimś pieprzonym biurku? Z tego co wiem to jesteś nauczycielem? Ciekawe co na to dyrektor! - chrypa nie pozwalała jej na głośniejszy dobór słów, ale to jej nie przeszkadzało. 
Wybuchłem śmiechem na ostrzeżenia skierowane do mnie. Groziła mi dywanikiem u dyrektora? Gdybym chciał, to serce tego nieszczęsnego dyrektora znajdowałoby się w mojej dłoni.
- Caroline, Caroline - nawoływałem pokręcając przecząco głową. - Gdybym chciał, mógłbym zabić tego nieszczęsnego człowieka w try miga. Aczkolwiek ty, jako zwykły śmiertelnik masz szczęście, ponieważ najpotężniejsza, a wkrótce niepokonana istota na Ziemi proponuję Ci niezapomniane chwilę, pełne namiętności i błogiego stanu rozkoszy, o którym każda pożądana kobieta  marzy. Nie zechciałabyś skosztować zakazanego owocu? - zapytałem uwodzicielsko. 
Prychnęła na moje słowa. Chyba całkiem zapomniała kim jestem. Imponowało mi to. Potrafiła naskoczyć na mnie, nie widząc kim jestem. Przecież, w każdej chwili mogę ją zabić. 
- Dobra, mam dość wychodzę. To dla mnie za dużo.  - oznajmiła i podeszła do ławki sięgając po swoją torbę. 
Nim zdążyła się schylić po torebkę, przygwoździłem ją do ściany trzymając za nadgarstki. Nie uderzyła z impetem, nie chciałem pozbawić jej przytomności, tylko zniewolić. Zamknęła oczy wdychają przy tym głośno powietrze. Schyliłem się do jej szyi, lecz nie miałem zamiaru jej ugryźć. Drażniłem ją. Ucałowałem delikatnie szyje przy samej tętnicy, czując jak pod moim dotykiem, od miejsca gdzie złożyłem pocałunek, zaczęła drżeć. Ponownie ucałowałem ją w to samo miejsce, wdychając przy tym delikatny, rumiankowy zapach jej skóry. Blondynka ponownie zadrżała. Gdybym jej nie trzymał, to już dawno osunęłaby się na podłogę. Od teraz znałem jej słaby punkt, co było przydatną informacją i nakazałem sobie to zapamiętać. 
Oderwałem się od niej, patrząc w jej niebieskie oczy, pełne strachu i podniecenia. 
- Kim jesteś? - wyszeptała wciąż próbując złapać powietrze.
Uśmiechnąłem się łobuzersko, i zbliżyłem się do jej twarzy. Po chwili szepnąłem jej na ucho.
- Twoim koszmarem i spełnieniem marzeń jednocześnie. - odparłem szepcząc jej do ucha. Znów zadrżała. 
- Więc jak? Zgadzasz się dobrowolnie, czy muszę Cię przekonać? - zapytałem zmysłowo specjalnie akcentując każdy wyraz osobno.
- Idź do diabła. - wycedziła przez zęby wściekła. 
- Kochana, diabeł może drzwi przede mną otwierać. To Ja jestem diabłem, o którym mówią w kościele. To ja jestem uosobieniem zła, które nazwano Lucyfer. - mrugnąłem porozumiewawczo wciąż się uśmiechając. - Dam Ci czas do namysłu. Ale pamiętaj Caroline. - przestrzegłem ją, intensywnie się w nią wpatrując. - Nie ma innego wyboru, jeśli chcesz poprawić oceny. Nie zechciałabyś łączyć przyjemnego z pożytecznym? - zapytałem siląc się na poważny ton głosu. Z marnym skutkiem.
Nie odpowiedziała. Puściłem ją, a ona w ludzkim tempie wybiegła z klasy. Wytężyłem umysł by przesłać jej telepatycznie wiadomość.

"Nie waż się nikomu wspominać o naszej rozmowie. Inaczej zabiję kogoś na kim Ci zależy. Jak się zdecydujesz, to wiesz gdzie mnie szukać." 

Doskonale z dawałem sobie sprawę z tego, że prędzej czy później ją posiądę. Zaczynając od ciała, a być może kończąc na duszy? Co stoi mi na przeszkodzie, do zmienienia tej blondynki w stworzenie nocy? Jest świetnym materiałem na wampira. Ma charakter, jest waleczna, ale równocześnie kobieca i delikatna. Ma w sobie potencjał.

***



Wyszedłem z tego przeklętego budynku w kierunku centrum miasta. Musiałem się napić i pożywić. Gdy dotarłem do pobliskiego pub'u, zamówiłem Whiskey i jednym łykiem wypiłem do dna. Złoty trunek przyjemnie rozlał się po moim przełyku, pozostawiając za sobą ślad, w postaci przyjemnego pieczenia. Zostawiłem napiwek koło pustej szklanki i wyszedłem z baru, w poszukiwaniu jakiejś ofiary. Nie musiałem długo szukać. W parku, na przeciwko baru, stała kobieta, która najwyraźniej na kogoś czekała bo rozglądała się za kimś po okolicy. Uśmiechnąłem się szatańsko i wolnym, pełnym gracji ruchem udałem się w jej stronę. Nie świadoma nic kobieta, widząc mnie na horyzoncie, uśmiechnęła się ciepło i wróciła do wcześniejszego zajęcia ignorując mnie. Nie zraziła mnie tym. Wręcz przeciwnie. Spotęgowała palące pragnienie w przełyku. 
- Witaj. - powitałem ją, posyłając czarujący uśmiech, który miałem szanse ćwiczyć przez wieki. Każda kobieta nie mogła się oprzeć. Jak przypuszczałem, brunetka o piwnych oczach również. Jej policzki zaszły purpurą, a kaskada orzechowych włosów, dodawała jej przy tym uroku.
- Hej, szukasz kogoś? Nie wydajesz się być miejscowym. - odparła uśmiechając się przy tym nieśmiało. Palący ból w przełyku dał osobie znać. Straciłem chęć, na zabawę z tą kobietą. Spojrzałem głęboko w jej oczy i mruknąłem od niechcenia: 
- Nie krzycz. 
W mgnieniu oka wbiłem się kłami w jej szyję. Karmazynowa słodycz rozlała się w mojej buzi, przynosząc ze sobą falę różnych doznań. Ciepło, ten słodki, metaliczny smak, który uwielbiałem od stuleci. Wysuszyłem ją do cna, rzucając niczym marionetkę na zimny chodnik. Niech zaczną się przyzwyczajać, że w mieście grasuję seksowny, pierwotny wampir. Ta kobieta jest wiadomością powitalną. 

Życzenia! :>


Kolorowych jajeczek, 
rozczochranych owieczek,
rozkicanych króliczków,
pyszności w koszyczku,
a przede wszystkim 
mokrego ubrania,
w dniu wielkiego lania!



Kilka słów ode mnie :)

Życzę wam wesołych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie. Zjedzenia duuużo czekoladowych jajek i innych smakołyków. :D Wszystkim blogerkom weny, świetnej pogody w lany poniedziałek ^^ Ja tam nawet nie zamierzam z domu wychodzić ale ok. Fajnego zajączka :3. Wszyyystkiego naaaj! 
Pozdrawiam! ;*
No i oczywiście śle całusy moim wiernym czytelnikom:

ArtisticSmile, Magneta, Syl wia, Daga25, Rud Zia, Elose, 

Dziękuje wam że jesteście, czytacie moje wypociny, komentujecie, wpieracie. Zwłaszcza ArtisticSmile, która próbuje podnieść moją samoocenę, za co z całego serca dziękuje! 
;******************************** 

(nie zdziwcie się,  jak będziecie na każdym moim blogu czytać to samo XD)

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 2.

Boże! Mam nadzieję że mi wybaczycie! Nie mam siły, i nawet pojęcia jak mogłabym to zmienić, dlatego zostawiam tak jak jest. Baaaaaaaardzo was przepraszam! Nie mam pojęcia gdzie miałam oczy pisząc to. Jest to ten sam kawałek, tylko że z perspektywy Klausa. Przepraszam was! Ale za to baardzo dziękuje za schlebiające mi komentarze. Liczę na wasze szczere opinie. Nie dość, gdy czytam wasze komentarze. to cieplej mi się na serduchu robi, mam ogromną radochę, to dzięki wam wiem, że ktoś mnie czyta. :)

Ale założę się, że po tym rozdziale, przestaniecie mnie czytać i sami stwierdzicie (jak ja od początku) że spieprzyłam dość fajnie zapowiadającą się historie. :/ 



Oczami Klausa



Przybyłem do Mystic Falls w jednym celu. Pojmanie sobowtóra Petrovej. Dowiedziałem się od moich zaufanych ludzi że w tej dziurze znajduję się sama Katerina Petrova, która uciekała przede mną od pięciuset lat. Nie musiałem długo szukać powodu dla którego się tu zjawiła. Salvatorowie. Dwaj bracia zakochani po uszy w doppelgangerze, który zmienił ich w krwiożercze bestie i upozorował swoją śmierć, w ten sposób uciekając. Miłość do jednej kobiety, zniszczyła ich braterską przyjaźń. Bez najmniejszego "ale" ruszyłem do Atlanty w poszukiwaniu dziewczyny, która pokrzyżowała moje plany wieki temu. Jak się później okazało, nie była to Katerina, a Elena Gilbert - sobowtór Petrovej. Cieszyłem się jak dziecko na myśl że będę mógł tworzyć hybrydy. Ale nie mogłem się od razu ujawnić. Zmieniłem nazwisko na Smith i używając perswazji zatrudniłem się jako nauczyciel jak na ironię historii. Dlaczego Smith? Otóż Mikaelson znali wszystkie istoty nadprzyrodzone. Nasza rodzina robi za rodzinę królewską w świecie nadprzyrodzonym. Jesteśmy niezniszczalnymi, Pierwotnymi wampirami. Nic i nikt nie może nas zabić. Jesteśmy pierwszymi. To od nas powstała reszta wampirów. Akurat było wolne miejsce bo poprzedni nauczyciel - Tanner został zabity przez wampira. Musiałem i chciałem zatrudnić się w szkole, by móc obserwować i poznać sobowtóra, robiąc przy tym małe rozeznanie w terenie. To miejsce miało w sobie coś, co przyciągało istoty nadprzyrodzone. Nawet Pierwotne wampiry. Wkroczyłem jeszcze do pustej klasy z dziewczyną spotkaną przed szkołą. Zamknąłem drzwi na klucz, by żaden nie proszony gość, nie śmiał przerywać. Poprosiłem ją o odgarnięcie włosów z szyi i podejście do mnie. Zrobiła to co jej kazałem i już po chwili smakowałem szkarłatną ciecz, rozlewającą się po moim przełyku. Dałem jej trochę mojej krwi by zatuszować ślady. Miasto było strzeżone przez radę, która miała w przeszłości do czynienia z wampirami. Nie chciałem na siebie zwracać uwagi. Nic mi nie mogą zrobić, aczkolwiek myślę, że najlepszym pomysłem jest na razie się nie ujawniać. Zadzwonił dzwonek. Wygodnie rozsiadłem się przed biurkiem przeglądając dziennik i listę uczniów, których przyszło mi dzisiaj uczyć. 

Amanda Simpson, Bonnie Bennett, Charlie Honeycut, Caroline Forbes, Elena Gilbert, Kathie Somerwilde, Matt Donovan, Nina Rodriguez, Partick O'connel, Jerry Flinston, 
Anna Winchester, Lucas Hoult, Jenna Goldert.

Mój wzrok przykuło jedno nazwisko - Gilbert. Podobno pod tym nazwiskiem skrywał się sobowtór. Po tylu wiekach, nareszcie złamię klątwę i utrę nosa Petrovej. Byłem prze szczęśliwy. Ale brakowało mi czegoś. Na pierwszym miejscu była krew. Lecz nie było to problemem gdyż znajdowałem się w szkole pełnej ludzi, a raczej banku z krwią. A co było na drugim miejscu? Dama do towarzystwa. Jestem mężczyzną i muszę zaspokajać w jakiś sposób swoje żądze. Nie chciałem panny na noc. Tylko kobietę, która będzie zaspokajać mnie przez cały mój pobyt w tej dziurze. Musiałem kogoś znaleźć. Po drugim dzwonku zaczęli zbierać się uczniowie. Nie podnosiłem wzroku z dziennika, lecz widziałem zdziwione miny śmiertelników, widzących mnie na krześle za biurkiem. Gdy wszyscy już weszli, wstałem powoli z dość wygodnego fotela i rozejrzałem się po klasie. Wszystkie ławki były zajęte oprócz jednej. Odwracając wzrok od pustego miejsca, spojrzałem w lewo i oniemiałem. Obok siedziała, a raczej wypakowywała się Elena Gilbert. - zupełnie jak Katerina. - skwitowałem już nieco spokojniejszy. Najwyraźniej przyłapała mnie na spojrzeniu bo uśmiechnęła się przyjaźnie i położyła torbę koło krzesła. Wyglądała jak Petrova, ale ten uśmiech. Szczery, przyjazny. Katherine taka nie była. Nie umiała się tak uśmiechać, przed przemianą owszem, ale widziałem to spojrzenie i uśmiech może z trzy razy w życiu. Potem nie miałem okazji. Podszedłem do tablicy by zapisać swoje imię i nazwisko. Nie zdążyłem nawet sięgnąć po kredę, gdyż na holu usłyszałem bieg i dyszenie. Uśmiechnąłem się pod nosem i nagle drzwi od klasy gwałtownie się otworzyły, mało co nie wypadając przy tym z zawiasów. Odwróciłem się i ujrzałem zdyszaną blondynkę, która patrzyła na mnie wybałuszonymi, o kolorze błękitnego nieba oczami. Może ona zostanie moją nałożnicą? - pomyślałem. 
- Przepraszam za spóźnienie. - wysapała.
Popatrzyłem na nią i jak nauczyciela przystało zacząłem.
-  Zajmij swoje miejsce. - rzuciłem obojętnie lecz gdy przyjrzałem się blond-włosej, od razu wiedziałem że mi się przyda. Była ubrana w letnią, do kolan sukienkę o kolorze jasnego turkusu. Sukienka była prosta, delikatnie pofalowana od pasa w dół. (sukienka) i buty na płaskiej podeszwie o kolorze białym. (buty) Włosy sięgające do ramion nadawały jej oszałamiającego wyglądu. Była idealna.
- Zostaniesz na przerwie.  - dopowiedziałem i wróciłem ponownie do tablicy. Uśmiechnąłem się diabelsko na myśl o moim planie. Podniosłem białą kredę i zapisałem na tablicy "Niklaus Smith", po czym odwróciłem się do klasy. Spojrzałem przelotnie na brunetkę, by zwrócić mój wzrok na klasę.
- Nazywam się Niklaus Smith, ale proszę abyście zwracali się do mnie Klaus. - powiedziałem siląc się na przyjazny uśmiech.  - Na czym skończyliście ostatnią lekcje? - zapytałem, czekając aż ktoś mi odpowie. Wszyscy siedzieli cicho, jakby nie pamiętali co przerabiali. W normalnych okolicznościach, wziąłbym pierwszą lepszą ofiarę i zagroził że wyrwę jej płuco a potem ją rozczłonuje na oczach wszystkich jeśli mi nie odpowie, ale nie mogłem się wydać. Musiałem udawać pieprzonego historyka.
- Lata dwudzieste, proszę pana. - odezwała się po chwili ta sama blond piękność, która wbiegła spóźniona do klasy.
- Nie mówcie do mnie na per pan, po prostu Klaus. - odparłem patrząc na całą klasę, a później na niebieskooką świdrując ją wzrokiem. Przytrzymałem jej spojrzenie przez chwilę a potem znów skierowałem wzrok w stronę całej klasy.
 - Lata dwudzieste... - zacząłem rozmarzony. - To była najlepsza dekada. Jazz, Chaplin, początki kina dźwiękowego.. - Wszyscy słuchali mnie jak z pełnym skupieniem, jakbym użył na nich perswazji grupowej. Opowiadałem im o prohibicji, która wtedy panowała, o tym jak kiedyś się ubierano, o kobietach, które były figlarne, filuterne, o tym, co Ja, jako nauczyciel mogłem im przekazać w czterdzieści pięć minut. Oczywiście musiałem pominąć fakty, takie jak rzezi, polowania, i kolacje w szkarłacie swoich ofiar. Choć ta historia jest równie ciekawa, musiałem to przemilczeć. Nagle usłyszałem szept.
- Bonnie to tylko nauczyciel, a ty rozbierasz go wzrokiem! - dziewczyna szepnęła chichocząc. Wiedziałem już do kogo należy ten głos. To była ta nieznajoma blondynka. Nie tak prędko, moja droga. - pomyślałem uśmiechając się przy tym. Niestety pakowanie nie szło jej tak sprawnie jakby chciała. Gdy wszyscy wyszli ona nadal kłopotała się z wepchnięciem książek do torby. W wampirzym tempie znalazłem się przed jej ławką. Po chwili jej ludzkie, upośledzone zmysły musiały załapać że przed ktoś przed nią stoi. Podniosła niepewnie głowę i uśmiechnęła się skołowana.
Uśmiechnąłem się niezauważalnie i po chwili zadzwonił dzwonek. Wszyscy jak najszybciej potrafili, zaczęli się pakować. Spojrzałem na blond-włosą, której również było gdzieś śpieszno. Zapewne chciała przede mną uciec. -
 - Śpieszno ci gdzieś? - zapytałem grzecznie.
- Ja...umm.....koleżanki na mnie czekają. - zaczęła się tłumaczyć.
- Spokojnie, zaraz będziesz mogła do nich dołączyć. - zapewniłem. Dziewczyna patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Doskonale wiedziałem że jestem nieziemsko przystojny, ale ona i jej zachowanie - to było zabawne, aczkolwiek schlebiało mi. 
- Jak masz na imię, kochanie? - zapytałem grzecznie. Widziałem jak skrzywiła się na "kochanie" ale postanowiła tego nie komentować.
- Caroline Forbes.- odpowiedziała uśmiechając się przyjaźnie.
- A więc, Caroline mogę wiedzieć jaki był powód twojego spóźnienia? - spytałem przyglądając się dziewczynie. Była bardzo ładna, i powinna spełniać moje oczekiwania. Stwierdziłem że przyda mi się.
- Yyy...Ja....zaspałam, a po drodze zapomniałam kilku książek i musiałam się po nie wracać. - zaczęła się tłumaczyć, co dość śmiesznie wyglądało. 
Zakłopotana dziewczyna stała przede mną gestykulując w dość chaotyczny sposób. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w stronę biurka po dziennik. Zaproponowałem jej żeby usiadła. Posłuchała i usiadła kładąc torbę na ziemię. Sprawnym ruchem zgarnąłem dziennik z przed biurka i skierowałem się do blond-włosej, która wydawała się być zestresowana, słyszałem jak głośno przełyka ślinę. 
- Nie masz się czym martwić. - zapewniłem uśmiechając się pocieszająco. 
Jeśli chodzi o udawanie nauczyciela, to do swojej pracy nie mam zastrzeżeń. Całkiem dobrze mi idzie. Gdyby nie te śliczne dziewczyny, które z przyjemnością ofiarowują mi swoją krew, szło by kiepsko. Nie lubię być na głodzie.Wziąłem krzesło odwracając je oparciem do przodu, siadając na przeciw blondynki okrakiem. Położyłem dziennik na ławkę spoglądając spod niego na dziewczynę. Była zaskoczona.
- Coś się stało? - zapytałem zniżając głos do zmysłowego. 
- Niee...Ja...po prostu... - za jąkała się - Pan...jest taki inny, nie zachowuję Pan jak nauczyciel. - odparła patrząc na mnie niepewnie. Cholera! Nie wyglądam jak nauczyciel? 
- Prosiłem Cię, abyś nie mówiła na mnie per Pan. Po prostu Klaus, to mnie postarza. - skarciłem ją wywracając oczami. Blondynka cicho się zaśmiała. - Co masz na myśli mówiąc że nie zachowuję się jak nauczyciel? - spytałem uśmiechając się czarująco.
- Tak, normalnie. Żaden nauczyciel w tej szkole nie usiadłby tak koło ucznia. Nie byłby taki swobodny w swoich ruchach. - odparła uśmiechając się miło. Ta dziewczyna chyba nie miała pojęcia że jest śliczna. Poza tym, jak na dziewczynę w swoim wieku była dość bystra.
- Cóż. - zacząłem powoli. - Uważam że w moim zawodzie trzeba być choć trochę swobodnym, wtedy praca nauczyciela nie jest aż tak uciążliwa. Zwłaszcza kontakty między uczniem a nauczycielem. Powinny być jak najbliższe... - wymruczałem nie znacznie się do niej zbliżając. Słyszałem jak jej serce wali niczym młot. Odsunęła się odchrząkając. Uśmiechnąłem się niewinnie i spojrzałem w dziennik.
- Panno Forbes. - zacząłem oficjalnym tonem. - Z tego co zauważyłem, masz bardzo słabiutkie oceny, kochana. Domyślasz się może czym to jest spowodowane? 
- Nie wiem, nie potrafię się skupić na nauce. Odkąd moi rodzice się rozwiedli i nie mam kontaktu z ojcem to tak jest. Próbuje, staram się, ale mi nie wychodzi! - powiedziała sfrustrowana. Czyżby nie wierzyła w swoje umiejętności?
- Spokojnie, coś na to zaradzimy. - zachęciłem dotykając opuszkami palców jej ramienia. Czułem jak zadrżała pod moim dotykiem.
- Ale zanim to nastąpi, zadam ci kilka pytań. - powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy - Co wiesz o Elenie Gilbert? - zapytałem używając perswazji.
- Jest moją przyjaciółką. Znamy się od dziecka, niedawno dowiedziała się, że jest  adoptowana. Kręci ze Stefanem Salvatore. Jest dla mnie jak siostra, mogę na nią liczyć. Olewa mnie dla Bonnie, jej młodszy brat Jeremy ćpa. Jej rodzice zginęli cztery miesiące temu na Wickery Bridge. - powiedziała na jednym tchu pod wpływem hipnozy. Ach Salvatorowie. Z Kateriną się nie udało, to próbują z kolejnym sobowtórem. Jakież to żałosne. - skwitowałem.
- Dziękuję Ci, bardzo mi pomogłaś. Widzimy się za dwie godziny. -  uśmiechnąłem się i pozwoliłem blond-włosej odejść. Po chwili wyszedłem za nią szukając jakiejś przekąski. Spędziłem kilka minut na chodzeniu po korytarzu w poszukiwaniu zdobyczy. Opłaciło się, bo znalazłem. Była to dziewczyna o kruczoczarnych włosach, zielonych oczach i pełnych malinowych ustach. - Idealny obiad - podsumowałem i ruszyłem w jej stronę.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 1.


Oczami Caroline



Spóźniona wbiegłam do sali jak oparzona. Spojrzałam na chichoczącą Elenę z Bonnie, które przyglądały mi się z wypisanym rozbawieniem i na mężczyznę, który stał przed tablicą. Odwrócił się w moją stronę, a moja buzia momentalnie opadła z wrażenia do samej podłogi. Przy tablicy stał wysoki mężczyzna, miał gdzieś z 180 cm wzrostu. Kręcone włosy o kolorze brudnego blondu i błękitno-szare oczy, które kontrastowały z jego perłowo białą skórą, sprawiały że trudno było go nazwać nauczycielem. Miał również delikatne, aczkolwiek męskie rysy twarzy, a kilku dniowy zarost dodawał mu męskości i lat co tylko potęgowało jego nieziemską urodę. Malinowe, pełne usta prosiły się o pocałunek. - Caroline, to tylko nauczyciel! - skarciłam się w myślach. Nasz nowy historyk miał około dwadzieścia cztery lata. Ubrany był w elegancką czerwoną koszulę, czarną skórzaną kurtkę, ciemne jeansy i czarne lakierki. Gustownie ale prosto. Nie wyglądał na nauczyciela, ale nie mnie to oceniać.
- Zajmij swoje miejsce. - powiedział obojętnie nie zwracając na mnie większej uwagi. Po dłuższym przyjrzeniu mi się, na jego twarzy od razu zagościł duży uśmiech. - Zostaniesz na przerwie. - dopowiedział i wrócił ponownie do tablicy. Mężczyzna miał wyraźny brytyjski akcent, dlatego wszystkie dziewczyny słuchały go jak zaczarowane. Nogi miałam jak z waty. Dlaczego musiałam na niego tak reagować?
Posłusznie usiadłam w ławce koło Eleny rozpakowując się. Po chwili spostrzegłam  karteczkę, którą
napisała brunetka.
"Hihi, zazdroszczę takie spóźnienia, znowu czegoś zapomniałaś?" 
Przewróciłam oczami patrząc karcąco na Elenę. Uśmiechnęła się niewinne jak to zawsze miała w zwyczaju, spoglądając jak zaczarowana na mężczyznę, który po krótkiej wymianie zdań ze mną powrócił do bazgrania czegoś na tablicy. Nie musiałam nic mówić. Od razu wiedziała że znowu zapomniałam czegoś z domu i musiałam w połowie drogi zawrócić. Zdarzało mi się to od początku roku. Na tablicy pokazało się pełne imię i nazwisko. "Niklaus Smith" Dziwne nazwisko, takie przeciętne, zważywszy na jego imię. Odwrócił się do klasy rzucając przelotne spojrzenie na Elenę. To nie było zwykłe spojrzenie. Wyrażało raczej odbicie piłeczki na flirt młodej Gilbert. Ale zrobił to tak niezauważalnie, że ledwo to wyłapałam. Reszta klasy trzymała nos w książkach, dlatego nie zauważyła tej wymiany spojrzeń. Nagle przemówił.
- Nazywam się Niklaus Smith, ale proszę, abyście zwracali się do mnie Klaus. - powiedział uśmiechając się przyjaźnie. W jego oczach można było dostrzec niepokojący błysk. - Na czym skończyliście ostatnią lekcje? - zapytał bez najmniejszego entuzjazmu, zupełnie jak nie nauczyciel, czekając aż ktoś mu odpowie. Wszyscy siedzieli cicho, więc postanowiłam zabrać głos. Chyba po raz pierwszy na lekcji historii.
- Lata dwudzieste, proszę pana. - powiedziałam lekko uśmiechając się. 
- Nie mówcie do mnie na per pan, po prostu Klaus. - upomniał mnie podtrzymując przez chwilę mój wzrok a potem kierując go na całą klasę, zaczął opowiadać. Momentalnie nabrałam rumieńców.
- Lata dwudzieste... - zaczął rozmarzony - To była najlepsza dekada. Jazz, Chaplin, początki kina dźwiękowego, prohibicja..- Mężczyzna zaczął opowiadać jak było w latach dwudziestych. Wszystko omawiał dokładnie, jakby żył w tej dekadzie, co sprawiało że wykład był bardzo fascynujący. Poczułam szturchnięcie i zobaczyłam na stole karteczkę, tylko tym razem od Bonnie. 
"Zapalony historyk, może z chęcią opowie mi coś o druidach?" 
Popatrzyłam na mulatkę, o mało co nie wybuchając śmiechem.
- Bonnie Bennett to tylko nauczyciel, a ty rozbierasz go wzrokiem! - szepnęłam chichocząc. Od razu się zarumieniła i spuściła głowę w książki. Od kiedy robiłam za normalną w naszej paczce? To ja powinnam go podrywać, Elena z nim flirtować, a Bonnie nas upominać. W końcu zadzwonił dzwonek. Lekcja była bardzo ciekawa, chyba tylko ja i kilka chłopców coś z niej wyniosło, bo wszystkie dziewczyny śliniły się na widok blondyna. Pośpiesznie wstałam pakując książki, w nadziei że uniknę spotkania z nim w cztery oczy. Wszyscy wyszli, tylko ja zostałam, bo nie umiałam włożyć cholernych książek do głupiej torby! Ugh! Utrudniały mi to moje kosmetyki i reszta książek. Poczułam lekki podmuch wiatru. Momentalnie wzniosłam oczy ku górze. Przed moją ławką stał we własnej osobie, Klaus. Pomyślałam zrezygnowana "Świetnie!" Uśmiechnął się czarująco i zapytał z brytyjskim akcentem, który sprawiał że nogi miałam jak z waty:
- Śpieszno ci gdzieś? - zapytał grzecznie.
- Ja...umm.....koleżanki na mnie czekają. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Jego głos, wygląd...powalał. Był nieziemsko przystojny, a ja robiłam z siebie idiotkę! Pięknie Caroline, pięknie.
- Spokojnie, zaraz będziesz mogła do nich dołączyć. -zapewnił mnie. Jego brytyjski akcent doprowadzał mnie do szaleństwa. Ale to w końcu nauczyciel. Musiałam przyhamować. Nie wiem co było gorsze, to że na mnie tak działał, czy to, że bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę?
- Jak masz na imię, kochanie? - Zdziwiłam się na jego "kochanie" ale pozostawiłam to bez komentarza i odpowiedziałam na zadane przez niego pytanie. 
- Caroline Forbes. - odpowiedziałam patrząc wprost na niego i nabierając co raz to większych rumieńców.
- A więc, Caroline mogę wiedzieć jaki był powód twojego spóźnienia? - spytał świdrując uważnie mnie wzrokiem. Nie zachowywał się jak nauczyciel, raczej jak flirtujący facet. Nie mogłam mu tego wygarnąć bo miałabym na pieńku z nowym nauczycielem, a tego nie chciałam.
- Yyy...Ja....zaspałam, a po drodze zapomniałam kilku książek i musiałam się wracać. - jąkając się odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 
Zaśmiał się pod nosem dalej uśmiechając się czarująco. Bez słowa ruszył do biurka po dziennik z moimi ocenami. Idąc powiedział żebym usiadła. Tak też zrobiłam.

____________________________________________________________________
Witajcie! O mój Boże! Tak się ciesze że ktoś czyta moje chore wymysły! :D. Naprawdę, jestem wniebowzięta. Zwłaszcza że komentujecie, co dla mnie jest bardzo ważne. Zależy mi na szczerej opinii. Chcę wiedzieć co robię źle, a co dobrze, w ten sposób ucząc się i doskonaląc swoje (żałosne) umiejętności. 
Dziękuje wam, że jesteście ze mną tutaj, i na moim drugim blogu. Nie wiem co bym bez was zrobiła! Piszcie swoje opinie, konstruktywną krytykę w komentarzach. Postaram się wszystko przyjąć "na klatę" :). Komentujcie, liczę na wsparcie w dalszym pisaniu! Pozdrawiam i Wesołych świąt życzę!  

Obserwatorzy

Szablon